- wywiad z wolontariuszami Fundacji Mam Marzenie: koordynatorem szczecińskiego oddziału Fundacji - Grzegorzem Kirchofem i Wojtkiem Rembackim.
Jakie to uczucie być takim całorocznym św. Mikołajem?
G.K: To coś wspaniałego. Zdajemy sobie bowiem sprawę z tego, że spełniamy marzenia ciężko chorych dzieci. Widząc uśmiech na ich twarzach, patrząc jak wielką sprawia im to radość uświadamiamy sobie, że to co robimy jest naprawdę ważne i potrzebne.

O co najczęściej proszą mali marzyciele?
W.R: Najczęstszymi marzeniami w ostatnim czasie są notebooki z Internetem. Od początku działalności szczecińskiego oddziału Fundacji Mam Marzenie rozdaliśmy też kilka sztuk Playstation. Teraz prym wiodą laptopy, ale generalnie marzenia są bardzo różne. Spełnialiśmy już takie marzenia jak wycieczka do Krakowa, wycieczka do ZOO w Poznaniu, spotkanie z piłkarzami Realu Madryt, plac zabaw, wyjazd do Disneylandu, zestaw kina domowego i wiele innych.

Jakie było takie najtrudniejsze marzenie do spełnienia?
G.K: Patrząc na całą, dwuletnią działalność szczecińskiego oddziału Fundacji najtrudniejszym marzeniem do spełnienia było marzenie, które niedawno zrealizowaliśmy, marzenie Krzysia – podjazd pod wózek inwalidzki umożliwiający wyjazd z mieszkania na podwórko.
W.R: To było w ogóle najbardziej kosztowne marzenie jakie realizowaliśmy jako Fundacja w Polsce.

Ile kosztowało wykonanie takiego podjazdu?
W.R: Ponad 26 000 zł. Trzeba było bowiem wykonać podjazd, a oprócz tego wstawić również drzwi balkonowe, gdyż wcześniej w pokoju było zwykłe okno. To marzenie było najkosztowniejsze, ale przyniesie wielką ulgę Krzysiowi, jego rodzinie i wszystkim dobrym ludziom, którzy im pomagają. Do tej pory bowiem Pan Zygmunt, który wozi dzieci niepełnosprawne, z panią Elą – opiekunką Krzysia, gdyż mama chłopca jest samotną matką i musi pracować, by utrzymać rodzinę, musieli znosić wózek z parteru. Niby to tylko parter, ale budynek w żaden sposób nie jest przystosowany do przemieszczania się osób niepełnosprawnych, a wózki inwalidzkie są bardzo ciężkie i Krzyś również lekki nie jest. Ten podjazd znacznie ułatwi im życie.

Jak długo działa szczeciński oddział Fundacji Mam Marzenie?
G.K: Główny oddział FMM powstał w Krakowie w 2003 roku. Natomiast 13 maja tego roku minęły 2 lata od założenia szczecińskiego oddziału Fundacji przez Piotrka Wawrzyszko. Powstała wówczas około 10-cio osobowa studencka grupa inicjatywna.
Ja o powstaniu FMM w Szczecinie dowiedziałem się z Polskiego Radia Szczecin i po jakiś dwóch, trzech tygodniach pojawiłem się na spotkaniu wolontariuszy i tak już zostałem.
W tej chwili Piotrka nie ma już z nami w Fundacji, ale jeżeli akurat czyta ten wywiad, to chciałbym bardzo serdecznie go pozdrowić.

Ile osób liczy szczeciński oddział Fundacji?
W.R: W tej chwili jest to ok. 20 osób. Nie jesteśmy w stanie podać dokładnej liczby, gdyż zmienia się to dość płynnie. Obecnie jest dużo młodzieży, która sama sobie przekazuje informację o działalności w Fundacji. Jedni są bardziej prężni, inni troszkę mniej. My chcemy wykorzystać ich walory, podsuwać im zadania tak, by mogli jak najlepiej wykorzystać swoje atuty. Sami z Grześkiem nie jesteśmy w stanie wziąć wszystkich zadań i całego ogromu pracy na siebie.

Kto może zostać wolontariuszem FMM?
W.R: Każdy, kto chce działać i kto wie dlaczego chce działać. Dolną granicą wiekową jest szkoła średnia. Ludzie młodzi, aby działać w fundacji muszą mieć zgodę rodziców. My ją weryfikujemy i będziemy weryfikować co jakiś czas, czasem bowiem zdarza się tak, że dziś rodzic się zgadza, a za jakiś czas już nie. A my chcemy, by działalność w Fundacji przynosiła temu młodemu człowiekowi jak najwięcej korzyści, a nie kłopotów.
Myślimy również o współpracy z gimnazjami, ale już nie tylko z samą młodzieżą, ale i z nauczycielami i przy innego rodzaju akcjach. Wówczas byłyby organizowane grupy, które pomogłyby nam np. przy pakowaniu zakupów w supermarketach. Takiej akcji w naszym oddziale jeszcze nie przeprowadzaliśmy. Górnej granicy wiekowej nie ma, no..333 lata. Tak, myślę, że to byłaby ta górna granica...Każdy kto chce, może działać, musi tylko posiadać umiejętność współpracy z innymi ludźmi.

Na jakiej zasadzie wybierane są dzieci do spełnienia marzenia przez Fundację?
G.K: Staramy się trafiać do różnych ośrodków i w miarę możliwości czasowych zostawiać tam ankiety. Mamy nawiązaną współpracę z hospicjum, zostawiamy ankiety w szpitalu na Unii Lubelskiej, na Oddziale Onkologii i Hematologii Dziecięcej, ostatnio zawiozłem też trochę ankiet do szpitala na ul. Janosika, trafiły do mnie też 2 ankiety ze szpitala na ul. Św. Wojciecha. Myślimy również o nawiązaniu współpracy z fundacjami skupiającymi rodziców dzieci chorych na mukowiscydozę. Ponadto ankietę można również samemu pobrać ze strony internetowej Fundacji Mam Marzenie: www.mammarzenie.org.
Ankiety spływają do mnie faksem i wówczas weryfikuję daną ankietę i piszę pismo do naszego konsultanta medycznego. Lekarka konsultantka ostatecznie kwalifikuje kandydatów do programu Fundacji, po rozmowie z lekarzem prowadzącym dziecko. Fundacja Mam Marzenie spełnia bowiem tylko marzenia dzieci, chorych na choroby zagrażające ich życiu. Automatycznie do programu kwalifikowane są dzieci chore na mukowiscydozę i zanik mięśni. Przy innych chorobach konieczne jest rozpatrzenie danego przypadku.
Jeżeli dziecko się zakwalifikowało, to wówczas na spotkaniu ustalamy kto chciałby pójść na pierwsze spotkanie. Celem pierwszego spotkania jest zawsze ustalenie marzenia dziecka. Na takie spotkanie kupujemy tzw. lodołamacz o wartości do 100 zł. Chodzi o to, aby przełamać pierwszy kontakt z dzieckiem, gdyż my jesteśmy obcymi osobami i ten pierwszy styk jest zarówno dla dziecka, jak i dla jego rodziców stresem.

Jak dzieci reagują na Waszą obecność? Czy zdarza się, że się boją?
W.R: Dzieci reagują bardzo różnie. Raczej nie jest to strach, prędzej zakłopotanie, onieśmielenie. Osobiście nie zdarzyło mi się, aby dziecko się mnie, czy osób będących ze mną na takiej wizycie przestraszyło. Nie słyszałem również żeby komuś z wolontariuszy coś takiego się przytrafiło. Raczej jest to onieśmielenie i wówczas musimy popracować nad tym, żeby dziecko bardziej się otworzyło. Istotne jest to, że my spełniamy marzenia dzieci od 3 - 18 roku życia, więc ta rozbieżność jest duża. Inaczej rozmawia się z trzylatkiem a inaczej z osiemnastolatkiem. Nieraz nasze wizyty trwają godzinę, a nieraz potrafimy być na takiej wizycie aż 5 godzin, by dowiedzieć się o czym marzy dziecko. Ale zazwyczaj i w Szczecinie i w innych oddziałach, jak słyszymy, reakcje dzieci są bardzo ciepłe.

Słyszałam, że są też zastępcze marzenia...
W.R: Tak, szczególnie w marzeniach wyjazdowych musimy ustalić tzw. zastępcze marzenie, ze względów zdrowotnych. Nie jesteśmy na tyle biegli medycznie, żeby od razu przy pierwszej wizycie móc określić czy dane marzenie będzie bezpieczne dla zdrowia dziecka. Przyjmujemy więc takie marzenie, ale musimy je skonsultować z lekarzem. Jeżeli lekarz powie, że ryzyko jest za duże, to wówczas spełniamy to drugie marzenie. Nie realizujemy bowiem marzeń, które w jakikolwiek sposób zagrażają zdrowiu i życiu marzyciela.
Marzeń typu mechanicznego w ogóle nie przyjmujemy i nie spełniamy. Jeżeli na przykład ktoś zażyczy sobie jakiś pojazd spalinowy, nie dostanie go, ale samochód na akumulator już jak najbardziej. Rzadko, ale zdarza się, że realizujemy zastępcze marzenie. Takim przykładem było zrealizowanie przez nas placu zabaw dla Krzysia z Grzęzna. Początkowo miał być to rejs statkiem, ale właśnie ze względów zdrowotnych zostało wybrane drugie marzenie, którym był przydomowy plac zabaw. Marzenie to zostało zrealizowane dzięki wspaniałej sponsorce, która w sumie zrealizowała już z nami dwa marzenia, łącznie za kwotę ok. 10 000 zł. Ta pani sama się do nas zgłosiła i nawet nie chciała żebyśmy umieszczali jej nazwisko na stronie internetowej FMM. Grzesiu ma z kolei bardzo dobry kontakt ze sponsorką, panią Hanią, która pomagała nam już w trzech marzeniach i teraz pomaga w czwartym. Wszystkim ludziom, którzy nam pomagają jesteśmy bardzo wdzięczni i chcielibyśmy żeby było ich jak najwięcej, żeby konkurowali ze sobą o spełnianie marzeń. U nas, w Szczecinie to się jeszcze nie udaje, ale na przykład swego czasu w Poznaniu zdarzały się sytuacje, że sponsorzy czekali na marzenie, które mogliby spełnić.

Powiedzcie coś o zbiórce przeprowadzanej w Selgrosie 17 i 18 listopada.
W.R: Celem zbiórki jest uzupełnienie środków na marzenie, które zostało niedawno przez nas zrealizowane, czyli wspomniany już podjazd pod wózek inwalidzki dla Krzysia. Dzięki dobrym sercom ludzi z firm, które wykonywały ten podjazd, mogliśmy zrealizować to marzenie nie mając jeszcze wszystkich środków finansowych. Firma zgodziła się aby przelew mógł pójść w troszkę późniejszym terminie. Nie musieliśmy nawet wpłacać zaliczki, wszystko jest na słowo. Tak samo było z oknem balkonowym. Wcześniej mama marzyciela dzwoniła po firmach i próbowała coś załatwić, dzwoniła również i do tej firmy, która później realizowała marzenie. Wszyscy odpowiadali, że tak, kiedyś przyjadą na pomiar, ale bez jakiegoś konkretnego terminu. Ja zadzwoniłem i powiedziałem, że jestem z FMM, że potrzebuję to i to zrobić i bodajże po 1,5h już stał pan z firmy pod drzwiami żeby zrobić pomiar. Mama Krzysia nie zdążyła nawet z pracy wrócić, a ten pan już czekał pod drzwiami, bo fundacja zadzwoniła.
Chcielibyśmy podziękować dyrekcji i pracownikom hipermarketu Selgros, którzy przyczynili się do tego, że możemy tam stanąć. To będzie nasza pierwsza zbiórka w tym sklepie, mam nadzieję, że nie ostatnia. Chcielibyśmy prosić o pomoc również te osoby, które na co dzień nie robią tam zakupów. Można nam pomóc także poprzez wpłaty na konto internetowe FMM z dopiskiem „Dla Krzysia FMM Szczecin”. Wszystkim będziemy wdzięczni.

Czy trudno jest pozyskać sponsorów?
G.K: Nie jest to łatwe, tym bardziej, że my nie mamy jakiegoś specjalnego doświadczenia w tej dziedzinie. Zastanawiam się nad szkoleniem dla wolontariuszy, aby osoba, która jest biegła w tym temacie przyszła na spotkanie i pokazała sposoby pozyskiwania sponsorów. My cały czas się tego uczymy. Generalnie staramy się dotrzeć do osoby z danej firmy, która zajmuje się marketingiem, czy też zajmuje się właśnie takimi tematami i staramy się nawiązać współpracę. W miarę możliwości staramy się dostarczać pisma indywidualnie, ale częstym kontaktem jest również kontakt mejlowy.

W jaki sposób szczecinianie mogą pomóc Fundacji, taki np. zwykły Pan Kowalski?
W.R: Można pomóc wpłacając pieniążki na konto, a jeżeli ktoś nie ma możliwości, to może wesprzeć nas w inny sposób, na przykład zostać wolontariuszem. Ponadto taki Pan Kowalski może zna kogoś, kto mógłby nam pomóc finansowo, albo może zna kogoś, kto mógłby ułatwić nam kontakt z jakąś firmą. To nie jest tylko kwestia finansów, gdyż niektóre marzenia nie są finansowe. W zeszłym roku mieliśmy marzenie: wycieczka do Krakowa i praktycznie marzenie to zostało zrealizowane bez poniesienia jakichkolwiek kosztów. Jeden hotel zasponsorował pobyt, a drugi hotel, w którym na początku miał być nocleg, ale ze względu na odbywającą się w tamtym czasie konferencję nie było to możliwe, w ramach rekompensaty zasponsorował kolację oraz możliwość korzystania z wszelkich wygód typu sauna, basen i jacuzzi. Kolacja nie okazała się zwykłą kolacją, ale wielką ucztą, gdzie szef kuchni biegał dookoła naszego marzyciela i jego rodziny. Chłopiec za darmo zwiedził Wieliczkę, znalazł się także przewodnik, który oprowadził ich po Krakowie. Również bilety na PKP udało się załatwić. Wszystko to dzięki dobrym ludziom, którzy pomogli w realizacji tego marzenia.
Taki zwykły Pan Kowalski może pomóc również w jakiejś nietypowej rzeczy (przepraszamy wszystkich Kowalskich). Mieliśmy z Grzesiem też taką historię: chłopiec marzył o laptopie, generalnie zwykłe marzenie, tylko, że chłopiec o zastępczym marzeniu powiedział takim cichutkim głosem tak: „Ja mam takie marzenie, może takie trudne marzenie..”. Wiedzieliśmy, że chłopiec bardzo interesuje się motoryzacją i w przyszłości chciałby być konstruktorem, więc mówimy, że słuchamy, a myślimy, że może chce gdzieś na tor wyścigowy pojechać, może spotkać się z Kubicą czy kimś innym, a on mówi: „Bo ja bym chciał chociaż jakąś część, najlepiej kierownicę od Syrenki...”. Umieściliśmy tą informację w relacji, gdyż zawsze piszemy taką relację po spotkaniu z dzieckiem i w bardzo krótkim czasie odezwała się pani, która powiedziała, że jest w stanie to załatwić. Uruchomiła szereg ludzi z jakiegoś stowarzyszenia, które pomaga właśnie w takich nietypowych sprawach, zdobyli tą kierownicę na Dolnym Śląsku, dostarczyli ją do nas i my, ku wielkiemu zaskoczeniu Mateusza, wręczając mu laptopa, po jakiejś pół godzinie jak już się nim nacieszył, wręczyliśmy mu również wymarzoną kierownicę. Jego radość była ogromna, tym bardziej, że w ogóle się tego nie spodziewał. To było wspaniałe uczucie widzieć taką radość na jego twarzy.
Myślę, że ludzie mogą nam bardzo pomóc, jeżeli będą czytać, oglądać naszą stronę i sprawdzać co mamy do zrobienia. Może zdecydują przyłączyć się do nas, a może pomogą nam w jakiś inny sposób.

Ile marzeń jest teraz w poczekalni?
G.K: W tej chwili w poczekalni będzie 6 marzeń. Na stronie internetowej na razie jest 5, ale jest jeszcze marzenie Wojtusia i ono w niedługim czasie również zostanie dopisane. Marzenia w poczekalni umieszczamy bowiem dopiero po pierwszej wizycie.

Czy aby działać w Fundacji trzeba cechować się dużą odpornością psychiczną?
G.K: Tak, trzeba być odpornym psychicznie. Sam start w Fundacji nie jest łatwy. Takie spotkania z ciężko chorymi dziećmi dają dużo do myślenia. Człowiek musi sobie wszystko na spokojnie poukładać, zaczyna zastanawiać się nad wartościami, które naprawdę liczą się w życiu, a które uciekają w natłoku codziennych zajęć. W pewnym sensie jest to też kwestia przyzwyczajenia, po jakimś czasie wszystko przychodzi już łatwiej.
W.R: Tak jak mówiliśmy na początku, my spełniamy marzenia dzieci chorych na choroby zagrażające ich życiu. Często przebieg tych chorób jest nieprzewidywalny. Niektóre choroby rozwijają się latami, inne atakują znienacka. W oczach dzieci widać, jak choroba postępuje. Niestety części naszych marzycieli nie ma już wśród nas. To nie jest dla nas łatwe. Pamiętamy ich jednak i zawsze będziemy pamiętać. Przychodząc do Fundacji zdawałem sobie sprawę z tego, jak i zapewne większość wolontariuszy, że nie zawsze będzie tzw. „Happy End”. Mając tego świadomość, łatwiej jest to wszystko przeżywać. Nieraz musimy w różny sposób odreagować po przykrych wiadomościach, czy po pogrzebie marzyciela. Ale mimo takich momentów, kiedy właśnie jakiś marzyciel odchodzi, chcemy dalej działać, gdyż wiemy, że nawet w tych ostatnich chwilach ten uśmiech i ta radość jest bezcenna. Nieraz marzycielom też jest bardzo ciężko. Pamiętamy Paulinkę, która gdy była już bardzo osłabiona, narysowała nam wielkie, czerwone serducho na laptopie. To było przepiękne.

Czy po spełnieniu marzenia chorego dziecka nadal utrzymujecie kontakt z nim i jego rodziną?
G.K: Na tyle ile możemy staramy się oczywiście utrzymywać kontakt. Jeżeli mamy akurat czas i przejeżdżamy koło domu rodziny, gdzie spełnialiśmy marzenie, to często składamy wizytę. Nie wnikamy w szczegóły życia rodziny, chcemy tylko wesprzeć rozmową, pocieszyć. To jest bardzo ważne. Czasem zdarza się też, że w szpitalu spotykamy też marzycieli, z którymi się wcześniej zaprzyjaźniliśmy. Przeczytam SMS-a od mamy Sławcia, którego już nie ma z nami, a z którym odwiedzaliśmy ZOO w Poznaniu, bo chłopiec bardzo chciał się spotkać ze zwierzątkami: „Mimo mojego smutku bardzo się cieszę, że nas odwiedziliście, to daje mi siłę i wiem, że nie jestem sama. Dziękuję. Zapraszam, WYKONUJECIE COŚ PIĘKNEGO”. Otrzymując takiego SMS-a ciarki przechodzą mi po plecach. To tylko utwierdza nas w przekonaniu, że nasza praca ma sens i że warto spełniać marzenia chorych dzieci, po to by móc zobaczyć tą roześmianą buzię, tą iskierkę w oku...
To wynagradza nam każdą minutę ciężkiej pracy.

Dziękuję za rozmowę






Jeżeli chcesz zostać wolontariuszem FMM skontaktuj się z koordynatorem okręgu szczecińskiego - Grzegorzem Kirchofem (email: grzegorz.kirchof@mammarzenie.org).
Spotkania odbywają się w czwartki w Domu Marynarza przy ul. Malczewskiego o godz.17:30.

Wspomóc fundację można również poprzez wpłaty na rachunek bankowy FMM:

Fundacja Mam Marzenie, ul. Świętego Krzyża 7, 31-028 Kraków
Nr konta złotówkowego w banku ING:
26 1050 1445 1000 0022 7647 0461
Tytuł: FMM Szczecin

Strona internetowa Fundacji Mam Marzenie:
http://www.mammarzenie.org

Z ostatniej chwili: Wolontariusze FMM podczas weekendowej zbiórki w Selgrosie zebrali 3107,43 zł. W imieniu Fundacji wszystkim serdecznie dziękujemy.