Niemal każdy szczecinianin ma jakąś wiedzę dotyczącą szczecińskiego Grudnia '70. Wielu z nas słyszało o spaleniu budynku partii przy placu Żołnierza Polskiego, czy o próbie podpalenia ówczesnego budynku Komendy Głównej MO przy ulicy Małopolskiej. Są wśród nas uczestnicy i świadkowie tamtych wydarzeń, strajkujący, bliscy oraz znajomi ofiar. Można powiedzieć, że wiemy wiele. Jednak nie każdy słyszał historię pewnej zabłąkanej kuli, która przecięła plac, na którym tworzyła się historia i trafiła tam, gdzie nie powinna.

[artykuł archiwalny, opublikowany w naszym portalu 20.03.2012 r.]

Wszyscy pod komendę!

Jej historia zaczęła się na placu Żołnierza Polskiego, 17 grudnia 1970 roku, parę minut po godzinie 15.00. To wtedy centrum walk ulicznych przesunęło się w okolice gmachu KW MO przy Małopolskiej. Przesunięcie było wynikiem, delikatnie mówiąc, nieprzemyślanej akcji 40 funkcjonariuszy milicji, którzy (na polecenie dowódcy ZOMO w Szczecinie) starali się rozbić tłum, który liczył nie mniej niż 20 tysięcy ludzi. Po chwili ratowali swoje życie, uciekając właśnie do gmachu MO. Około połowa z zaatakowanego tłumu ruszyła w pogoń za milicjantami. Wtedy zaczął się atak na budynek komendy. Tłum dodatkowo został rozjuszony plotką o przetrzymywaniu w budynku aresztowanych uczestników strajku. Poleciały kamienie i butelki z benzyną.

- Rzucało się tym, co się miało pod ręką - jak stwierdził mój ojciec, który jako osiemnastoletni i ledwo co przyjęty do pracy stoczniowiec brał udział w tych wydarzeniach. - Gdy zaczęli strzelać, nie było sensu tam stać.

Użycie broni
Rozkaz zezwalający na użycie broni został wydany o godzinie 17.00 przez dowódcę batalionu ppłk Bolesława Malarczyka w momencie, gdy znalazły się grupy młodych ludzi, którzy podpalali transportery opancerzone benzyną i nie pozwalali załogom na ewakuację. Rozkaz dotyczył otwarcia ognia w górę, w celu odstraszenia podpalaczy, co zresztą poskutkowało i załogi zdołały z podpalonych pojazdów uciec. Jednak strzały z budynku komendy padły już wcześniej, około godziny 16.00. Użyto broni maszynowej oraz ręcznej. Pojawili się pierwsi zabici oraz ranni. Ogień otworzyli na rozkaz mjr. Edmunda Domaradzkiego żołnierze 16. batalionu pontonowego. Strzelali amunicją bojową w górę z okien na trzecim piętrze. Natomiast milicjanci strzelali bez rozkazu, gdy sami uznali to za konieczne.

Feralny strzał
Ulica Małopolska oraz pl. Hołdu Pruskiego wraz z okolicą stały się siedliskiem zabłąkanych i bezpańskich kul oraz rykoszetów. Jedna z takich kul, która prawdopodobnie wyleciała z budynku komendy, przeleciała pl. Hołdu Pruskiego, wleciała przez okno na pierwszym piętrze do mieszkania i trafiła znajdującą się właśnie w pokoju szesnastoletnią uczennicę w głowę. Dziewczyna stała na środku pokoju i najnormalniej w świecie wyjadała ze słoika dżem. Zmarła na miejscu. Jej ojciec wrócił do domu z delegacji 18 grudnia o godzinie 22.30. Nie zastał nikogo w mieszkaniu. Wszedł do pokoju na pierwszym piętrze i zobaczył, że podłoga jest cała we krwi, w ścianie są otwory po pociskach, a na tapczanie leżą odstrzelone włosy i kawałki kości. O tym, co się wydarzyło w tym pokoju, dowiedział się od sąsiadów. Dodatkowo mieszkanie zostało okradzione, gdy zaraz po śmierci szesnastolatki jej matka wraz ze starszą siostrą znalazły się u dziadków i drzwi wejściowe były przez pewien czas otwarte. Na wynoszących cenne rzeczy złodziei patrzyła zimnym wzrokiem martwa uczennica.

Place i pomniki
Plac, nad którym przeleciała feralna kula, nosi obecnie imię ku czci Solidarności. Znajduje się na nim pomnik, który ma symbolizować wywalczoną wolność oraz upamiętniać ofiary tamtych tragicznych wydarzeń. Trwa tam też budowa "Centrum Dialogu Przełomy", które najpewniej jeszcze bardziej ugruntuje naszą pamięć o Grudniu 1970, o jego bohaterach i jego ofiarach. Ofiarach, które niekiedy nie są zainteresowane tworzącą się obok nich historią, a które giną jak szczecińska szesnastolatka, gdy to tworząca się obok historia interesuje się nimi i pozostawia po nich ślad w postaci imion i nazwisk zastygłych na kamiennych i całkiem martwych blokach, które roszczą sobie prawo do upamiętniania żywych niegdyś ludzi.

Źródło: J. Eisler "Grudzień 70 - geneza, przebieg, konsekwencje." W-wa 2000.

Serdeczne podziękowania dla doktora Michała Paziewskiego za konsultacje naukowo - historyczne.

Autor: Maciej Kulis (20 marca 2012)