Czesław Mozil, absolwent The Royal Danish Academy of Music, muzyk znany do tej pory z grupy Tesco Value, zabrzanin, który osiadł na stałe w Danii, od momentu wydania płyty „Debiut” stał się jedną z bardziej znanych postaci na polskiej scenie rockowej. Ci którzy widzieli jego ubiegłoroczny koncert w Teatrze Kana nie przypuszczali chyba wtedy ,że podczas koleknej swej wizyty w Szczecinie, widzowie z trudnością zmieszczą się w sali klubu, który zorganizuje jego występ.
Tymczasem w poniedziałkowy wieczór Can Can dosłownie uginał się od wypełniającej go rzeszy wielbicieli talentu tego niepozornego, ale bardzo charyzmatycznego człowieka. Rozpoczał on swój występ od „Ucieczki z wesołego miasteczka” (zagranej na akordeonie), która wzbudziła wielkie owacje wśród widzów. Już ten pierwszy utwór został przerwany przez vocalistę krótkim zabawnym komentarzem, a kolejne prezentowane numery podzieliły jego los. Rzadko Czesław decydował się na odśpiewanie którejś piosenki od początku do końca. Pozwalał sobie często na różne humorystyczne wtręty (opowiastki, dygresje czy po prostu żartobliwe gesty). To wszystko było kwitowane przez publiczność oklaskami i śmiechem. Można powiedzieć, że Czesław zawładnął nią bez reszty. Bywało czasami tak, że ww swoim słowotoku złożonym z duńskich, angielskich i polskich wyrazów rozpędzał się tak bardzo, że trudno było go zrozumieć. Rozpoczynał jakiść wątek, nie kończąc go, tylko doprawiając jakimś znaczącym wzruszeniem ramion lub miną „niewiniątka”, co jeszcze bardziej bawiło zgomadzonych w sali odbiorców. Nie przebierał w słowach, dorzucająć nierzadko dość mocne sformułowania (z tzw. łaciny kuchennej), ale nie raziło to chyba prawie nikogo, bo czynił to w taki sposób, że wydawałoby się, że nie
Po pierwszym utworze dołączyli do niego jeszcze „znajomi” z Danii. Z towarzyszeniem Karen (saxofon, flet) oraz Martina (klawisze, akordeon) wykonał głównie utwory ze wspomnianej wyżej płyty, a także kompozycje znane z repertuaru Tesco Value – np. „A Toast For The Hast”, „Proszę Się Nie Bać”. Widać było, że wszyscy świetnie się bawią udziałem w tym występie. Największy aplauz wzbudzila słynna „Maszynka do świerkania”, ale w sumie trzeba przyznać, że każdy z utworów czy to „Żaba tonie w betonie” czy np.„Tyłem do przodka” zinterpretowany z charakterystycznym luzem i niemalże kabaretową swadą stanowił wielką atrakcję dla tych, którzy wpatrzeni w scenę chłonęli każde słowo mistrza ceremonii. Tak więc dwukrotnie jeszcze wychodził on przed kurtynę po podstawowym secie. Wówczas to oprócz własnych kawałków przedstawił m.in. swoją wesję „ Nie mam czasu na seks” Marii Peszek. Niewątpliwie koncert musiał wprawić w dobry humor nawet największych ponuraków, bo nie tak często można zobaczyć na żywo tak pogodny, a przy tym inteligentny przekaz. Ciekawe jak dalej potoczą się losy najbardziej znanego polskiego Duńczyka. Tak czy owak kolejny występ tego pana trzeba chyba zorganizować w większej sali.