20-lecie takiego zespołu jak Quo Vadis musiało przyciągnąć do klubu „Słowianin” rzeszę zwolenników thrash metalu oraz nowych i starych fanów tej zasłużonej dla miasta formacji. Bezsprzecznie to najbardziej znany, istniejący zespół metalowy ze Szczecina, mający na koncie siedem albumów i liczne koncerty w kraju i poza nim.

Dwa prapremierowe wykonania rozpoczęły ten wieczór. „Caducus” i „Ropa za krew” zagrane na wstępie mają bowiem trafić na przygotowywany właśnie album, który ukaże się w przyszłym roku. Publika przyjęła je równie dobrze, jak stare, sprawdzone już szlagiery z repertuaru grupy. Masywne riffy i brutalne „aranżacje” to elementy definiujące obecne oblicze zespołu Tomasza Skayi. Lider był chyba zadowolony z ich odbioru, ale po ich prezentacji już szybko przeszedł do historii, by w miarę trwania całego występu cofać się jeszcze bardziej. Quo Vadis wykonywał bowiem w kolejności kompozycje z wszystkich swych płyt (poczynając od ostatniej, kończąc zaś na pierwszej). „ I’m The Man” (z płyty: "Babel") został zadedykowany Olassowi z Acid Drinkers. Kolejny numer - „Dominus” (również z tej płyty) Seba, grający na perkusji, zapowiedział jako najlepszy utwór w ocenie osób odwiedzających stronę internetową grupy. Dedykował go swemu bratu i rodzicom.


Potem otrzymaliśmy dwa kawałki z „Króla” - „Gra” i „Dżihad” (z płyty: "Król") zagrane, co ciekawe na dwie perkusje (Paweł Kamiński zasiadł przy drugim zestawie). „Bojownik” (z płyty: "Uran") i „Naród” (z płyty: "Po") skutecznie pobudziły do intensywnego pogo ludzi pod sceną. W nich bębnił także Paweł Golimowski Natomiast tytułowy utwór z CD "Test Draizea" i „Obojętność” (z płyty: "Politics"), nie grany jak powiedział Skaya, od 15 lat przypomniały mi koncert Quo Vadis z Metalmanii`95 w Zabrzu (wtedy na jednej scenie wystąpili z nieodżałowanym Death). To jeszcze było nic w porównaniu z tym co się zaczęło dziać, kiedy panowie wkroczyli na teren pierwszej swej płyty czyli "Quo Vadis" (w składzie, który ten krążek nagrał). Z niej zabrzmiało „NKWD” poprzedzone pewnym znanym hymnem. Pod sceną szybko „powstało” małe piekło. Potem prawdziwa perełka czyli „Rzeźnik” (z pierwszego demo) i powrót do debiutu „Trzy Szósteczki” (z pamiętnym tekstem „Spieszysz sie do piekła. Tam juz miejsca brak. Do czego dążysz ? Człowieku puknij sie w głowę”) oraz „Monofobia” na finał. Potem na scenie zgromadzili się wszyscy ci, którzy przez lata mocno byli związani z zespołem – byli muzycy i menadżerowie (m.in. Janusz Merz; kto pamięta jeszcze jego audycję "Metal Attack" w Radiu Szczecin ?) by wspólnie wznieść toast szampanem. Wszyscy byli odziani w okolicznościowe koszulki na wzór strojów piłkarskich, z numer 20. Muzycy pozostali na scenie (wśród nich Słaby – pierwszy perkusista, Misiek – również bębniarz oraz grający na gitarze Bączek – założyciel grupy) i w całym, tak poszerzonym składzie zespół zagrał już do końca.


Dogrywka składała się z trzech utworów „Pretty Woman” (z płyty: "Politics") , „Ból Istnienia” (z płyty: "Quo Vadis") i dewastującej wersji „Kocham Cię Kochanie Moje” (z repertuaru Maanam). Tuż przed tym ostatnim numerem Skaya zaprosił na scenę swoją partnerkę – Katarzynę i oficjalnie poprosił ją o rękę. Oczywiste było, że widzowie nie puszczą tak szybko kapeli na after party. Musieli jeszcze raz zagrać „Pretty Woman” i pod dużą presją zgodzili się w końcu wykonać hymn Pogoni. Tak więc można uznać, że postarali się by wyczerpująco uczcić swoje święto. Materiał z tego koncertu ma się ukazać na płycie live, a być może także na DVD, tak więc to jeszcze nie koniec wspomnień...