15 czerwca br. w klubie Słowianin, w bardzo nikczemnej i niecnej atmosferze odbył się koncert rozpustnych i wyuzdanych gwiazdorów polskiej sceny hip-hopowej – Tedego, Kiełbasy, którym towarzyszył DJ Macu.
Tede i Kiełbasa zaserwowali przybyłym dawkę niegrzecznych rymów. W staraniach dopomagał im DJ Macu. Wielkim (dosłownie) nieobecnym był Kołcz.
Cały barbarzyński zlot „szerokospodniowców” i reszty rozpoczął się koło godz. 19:00, by w okolicach godziny 22:00 napięcie sięgnęło zenitu.
Najpierw na scenie pojawił się Konkret i część pielgrzymów frywolnie ruszyła na parkiet. Chłopcy wykazali się lokalnym patriotyzmem – co spodobało się części gości Słowianina.

W międzyczasie, raz po raz, przez klub przechadzał się – z iście diabelską miną – Tede. Gdy podchodził do baru tłum dzikich fanów podążał za nim, gdy wyszedł z sali reszta udała się za nim. Fani ściskali dłoń idola, fanki prosiły o autografy... na biustach, czy jak kto woli dekoltach – istny szał ciał.
Nastrój udzielał się wszystkim, atmosfera robiła się coraz bardziej niegrzeczna i gorąca.

I w końcu weszli na scenę. Najpierw DJ Macu, a potem dwóch wspaniałych.
Gwiazdy – jakby nie patrzeć – WIELKIEGO formatu. Pod sceną zrobiło się tłoczno. Zaczęto się Gibać, a nad głowami zaroiło się od Wielkiego Joł. Zresztą niejednokrotnie w górze pojawiły się „W”. Sami raperzy dali zgromadzonym mały instruktaż i od tej pory dwie Viktorie (w tym jedna Beckham) krzyżowały się nad tłumem.

Ale uniesione ręce nie były jedynym manifestem poparcia dla Tedego i Kiełbasy. Kilku przybyszy zjawiło się w klimatycznych koszulkach „Ja ♥ PLNY” – dobrze zorientowani wiedza o co chodzi.

Jeśli chodzi o repertuar najbardziej nieznośnych i nikczemnych gwiazd polskiej sceny – cud, miód i orzeszki. Nie zabrakło oczywiście rarytasów... klasyków.
Rozentazjuzmowane fanki nie bacząc na hasła o „Pękniętym jeżu” (oczywiście tekście stricte edukacyjnym, o czym uświadamiał nas sam autor) czy o wyuzdanej bohaterce z kawałka „Ona jest szmatą”, bawiły się wyśmienicie na parkiecie.

Tede z pomocą Kiełbasy oświecił zgromadzonych „Blaskiem”, do czego dorzucił jeszcze kilka innych hitów. Nie mogło oczywiście zabraknąć „Bezeli” i „Glokka”.

Smaczku dodawał fakt, iż Tede, rozgrzany panującą wokół aurą, ostentacyjnie chłodził się swoją koszulką, a unosząc ją odsłaniał brzuch... proszę państwa... co za widok! Dodając do tego tekst „Grrrubasa” – mieszanka wybuchowa.
Nie zabrakło też momentów, w których wszyscy wspólnie ubolewali nad nieobecnością Kołcza. Smutek przerywały jednak kolejne kawałki – „Klaszcz” i „Merctedes”.

Klimat był tak mocny, że niektórzy (bądź co bądź w dość brutalny sposób) dali upust swojej energii. Dla jednych było „ciekawie” dla innych „przerażająco”...
Po kilku minutach wszystko jednak wróciło do normy i koncert trwał dalej. Po drodze nie obyło się jeszcze bez małych usterek technicznych, ale tego wieczoru nic nie mogło zepsuć świetnej zabawy.

Wrażenia po koncercie? Podekscytowane fanki chwaliły się, jednak przez drugą, swoimi trofeami – a to jak już wspomniałam jakiś autograf tu i tam, a to zdjęcie ze swoim idolem... no nic tylko pozazdrościć.

Tak więc wciąż pod wrażeniem piątkowego koncertu, wszyscy fani z utęsknieniem czekają na powrót ekipy (tym razem już w komplecie) i kolejną dawkę Drinów... Bezeli...iTD.