Istnieje takie miasto, o którym bardzo mało wiedzą ci, którzy mieszkają poza jego obrębem. Ten, kto nigdy nie był w Szczecinie wie, że to miasto położone w północno - zachodniej Polsce, że przepływa przez nie rzeka Odra i w zasadzie to wszystko. Tego uczą w szkole. No jeszcze jest to miasto portowe. Teraz uwaga – Szczecin leży nad morzem. NAD MORZEM BAŁTYCKIM (bo chyba nie Śródziemnomorskim). Tak. Nie śmiej się.
Dwa lata temu spotkałam ludzi, którzy wysiedli z tramwaju (w sandałach, z parawanem, z leżakami i całym ekwipunkiem potrzebnym na plaży). Z szaleństwem w oku pytają się mnie, którędy do morza, na plażę. Wszystko przez to, że w szkołach uczą dzieci, że Szczecin to miasto portowe. Rodzi się rozumowanie: miasto portowe – woda – morze – plaża – sandały, leżaki, parawan. Sympatyczna para z okolic Będzina nie mogła zrozumieć mojego rozbawienia. Razem z koleżanką skierowaliśmy na Głębokie, bo obie stwierdziłyśmy, że nie ma sensu tłumaczyć, że do morza jest jeszcze kawałek drogi.

Inny przypadek został zaobserwowany przeze mnie w telewizji. Mam na myśli seriale i filmy. Pamiętam jak (będąc dziecięciem) oglądałam film, w którym matka mówi do swojego niesfornego syna, że jeśli będzie niegrzeczny, to za karę pojedzie na wakacje do rodziny ze Szczecina. W tej chwili dzieciak uderza w płacz, wpada w panikę, krzycząc przy tym „tylko nie do Szczecina”. Nie pamiętam tylko, czy ta rodzina ze Szczecina była taka straszna, czy też perspektywa przebywania podczas wakacji w Szczecinie wywołała u malca atak histerii. Kolejny serial – tata wyjechał na delegację do Szczecina – biedny tata, nie wiadomo kiedy wróci. To nic, że ojczulek ma samochód – może tam nie ma asfaltu, pociągi (nawet jeżeli tam docierają) to na sto procent będą miały opóźnienie, albo się wykolei. Trzeci przykład z tej kategorii to słynne już stwierdzenie, że „Krzysztof Jarzyna ze Szczecina jest szefem wszystkich szefów”. Jarzyna nie odzywa się nawet jednym słowem, polecenia wydaje szepcząc w ucho. Wzrokiem jest w stanie uśmiercić nawet muchę, która koło niego przeleci. Najprawdopodobniej pochodzi z tej (słynnej już na całą Polskę) szczecińskiej mafii.

Pamiętam jeszcze jedną sytuację. Robiłam zakupy w Świnoujściu (tak, to miasto jest położone nad morzem), kiedy sprzedawca dowiedział się, że jestem ze Szczecina powiedział, że to zdumiewające, bo przecież wcale „nie zaciągam”. Przyznaję, że mam lekką wadę wymowy – więc może ten miły pan usłyszał „Śląsk”, a nie Szczecin? Chyba czas odwiedzić logopedę. Może nastąpił nowy podział: Polska A, Polska B i Szczecin? Z kolei moja (była na szczęście) szefowa jadąc samochodem po Placu Grunwaldzkim (silnik zgasł dwa razy) stwierdziła ze zdziwieniem, że w Szczecinie jest bardzo dużo rond. To pewnie z oszczędności – dorzuciła. Zapomniałam tylko dodać, że była z Wrocławia. Na wiadomość, że Szczecin był budowany na planie miasta Paryża (w którym takie rozwiązania ruchu są stosowane) z uśmiechem stwierdziła, że we Wrocławiu jest tylko jedno rondo więc ona po nich nie będzie jeździć. Pocieszający jest fakt, że zaliczamy się do tych szczęśliwych posiadaczy tramwajów, co automatycznie wyklucza nas z tak zwanych „wiosek”. Przecież i tak nikt nie wie, że wciąż przeważają te niemieckie cuda techniki, które odziedziczyliśmy w spadku po bogatszych kolegach (podejrzewam, że nie mieli już gdzie trzymać tych rzęchów). Kiedyś Szczecin był nazywany Paryżem wschodniej Europy, dziś dla wielu osób to koniec świata. Dalej jest urwisko i wielka woda (morze).