Wywiad z „lirycznym innowiercą”, jednym z najwybitniejszych współcześnie twórców muzyki reggae w Polsce. Wokalista zespołu Vavamuffin, specjalista od ragga- freestylelu, 30 kwietnia gościł na soundsystemie w Klubie Sztuki Niepopularnej Alter Ego. Kim jest tak naprawdę, w co wierzy, co sądzi o Szczecinie, jak wspomina młodość i jak myśli o przyszłości- o tym wszystkim możecie tu przeczytać. Zapraszam gorąco do lektury.
Maciej Pieczyński: Jak przypadła Ci do gustu szczecińska publiczność? Jak udały się urodziny?
Pablopavo: Urodziny udały się bardzo, bardzo, bardzo, ugościli mnie Radrik z Beatą. Nie dość, że dostałem tu w Szczecinie tort, czego się nie spodziewałem to była bardzo dobra balanga, dużo osób, świetnie się bawili, po prostu grała gitara. :)

M. P.: Jak oceniasz szczecińską scenę reggae, co sądzisz o tutejszych zespołach, nawijaczach?
Pablopavo: Wiem, że dzieje się tu coś już od dłuższego czasu. Pierwszy raz w Szczecinie byłem w 2003 r., grał tu Szym I, którego zresztą pozdrawiam serdecznie. Była Wyspa Jabłoni, jest zespół Chant, z którym też zresztą graliśmy, Radrik, który bardzo mocno się stara, jest Olah, która gra z Bandulu sound ze Świnoujścia, generalnie dzieje się dużo i dzieje się dobrze. Publiczność jest wymagająca, co było widać na soundsystemie, rozpoznawali numery, przy tym nie brak jej było entuzjazmu. A najgorzej, jak brakuje entuzjazmu. Wtedy nic nie pomaga. Jestem bardzo zadowolony. Szczecin to jedno z moich ulubionych miast, przyjeżdżam tu co prawda rzadko, bo jest daleko, ale jak już przyjeżdżam, to zawsze jest grubo.

M. P.: Jesteś warszawiakiem, co w swojej twórczości często podkreślasz. Spytam więc, jak warszawiacy odbierają Szczecin?
Pablopavo: Może nie podkreślam, ale nie ukrywam, że jestem z Warszawy- w końcu to nie jest powód do wstydu. Prawda jest taka, że nie ważne, z jakiego miasta pochodzisz, tylko co masz w głowie i co masz w sercu. W Warszawie jest wiele debili, ale również wiele debili jest we wszystkich innych miastach. Wiesz co, myślę że pozytywnym cieniem na układ Warszawa- Szczecin kładzie się przyjaźń kibiców Legii i Pogoni. Też zresztą nie ukrywałem, że kibicuję Legii. Generalnie myślę, że Szczecin w ogóle jest postrzegany jako jedno z tych polskich miast, które jest oknem na świat, na Niemcy. Przyjedziesz do Szczecina i za dwie godziny już będziesz w Berlinie. Taka mieszanka kulturowa. Trudno jest mi powiedzieć za wszystkich warszawiaków, ale ja myślę jak najlepiej o Szczecinie.

M. P.: A dlaczego akurat reggae? Od czego to wszystko się zaczęło? Jacy wykonawcy, jakie piosenki, co sprawiło, że poszedłeś w tym właśnie kierunku?
Pablopavo: To było dosyć dawno, bo około roku 1993, ciężko powiedzieć, co na początku, ale na pewno polskie zespoły, których wtedy było niewiele, ale słuchało się ich ze szczególną uwagą. Bakszysz, Izrael. Dla mnie tekstowo szczególnie Bakszysz. Gdzieś mi to nawet pomogło w życiu, w wieku piętnastu lat miałem różne głupie pomysły, i myślę że między innymi dzięki Bakszyszowi z tych pomysłów zrezygnowałem i skupiłem się na czymś innym. Na pewno evergreenowi wykonawcy, jak Yellowman, no oczywiście Robert Nesta Marley. Dla mnie też bardzo ważny był Pato Banton, który pokazał, że jest coś takiego jak dancehall, czyli nowoczesna odmiana reggae, będąc wtedy w naszym kraju. Warszawski zespół Transmisja, który jest średnio znany w Polsce, bo ich płyty wydawane były niszowo, ale to byli moi starsi koledzy, więc pożyczali mi płyty, to było ważne. Wiesz, to jest tak, że twoje środowisko Cię kształtuje, nie tak, że sam sobie wszystko wynajdujesz. Ja rozwijałem się dwutorowo; to słuchałem jazzu, to reggae. A reggae zwyciężyło, bo wiesz reggae jest po prostu MUZYKĄ MIŁOŚCI.

M. P.: Teraz trochę religijnie... Śpiewasz o Jah „jedyne trwanie w nim, jedyne trwanie w o nim pieśni”. Jesteś więc wyznawcą rastafarianizmu? Czym dla Ciebie jest ta religia? Niektórzy inni polscy wykonawcy reggae przyrównują Watykan do Babilonu, jak odnosisz się do takich radykalnych poglądów, do wojujących rasta?
Pablopavo: Wszędzie podkreślam, że nie jestem rasta. Jest to kultura odmienna od naszej, nie czułbym się w tym naturalnie i pewnie. Ma jednak ona- miała i będzie mieć- na mnie ogromny wpływ. Jestem człowiekiem dosyć religijnym, choć nie jestem członkiem żadnego z kościołów.. Natomiast nawoływania do palenia Watykanu wzięły się z Jamajki, i wynikają z różnych zaszłości, w tym z kwestii niewolnictwa. Ja w ogóle uważam, że takie bezmyślne kopiowanie jakichś wzorców z innych części świata nie ma większego sensu. Znam bardzo porządnych katolików i bardzo porządnych księży, jak również znam bardzo nieporządnych katolików i bardzo słabych księży. Jestem przeciwko ocenianiu ludzi po tym, do jakiego kościoła należą. Ja sam byłem z jednej strony wychowywany gdzieś obok wiary prawosławnej, generalnie jestem tolerancyjny wobec wszelkich kościołów, uważam, że każdy powinien wierzyć w to, co chce, i ważne żeby nie krzywdził innych osób, a czy wierzy w Jezusa Chrystusa w obrządku łacińskim, czy wschodnim, czy w Jah, czy w Boga Ojca, czy jest Żydem- to dla mnie nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne jest to co robisz i jak sam siebie reprezentujesz.

M. P.: W kawałku „Sekta” nawijasz „a ja nie mam do panienek nic, ale za wiele takich nawijek to dla mnie jest pic”. A więc reggae to dla Ciebie bardziej głębia przekazu niż zabawa?
Pablopavo: Ja generalnie nie lubię opowiadać o swoich tekstach, bo w nich wszystko jest. Marcin Pospiszył powiedział kiedyś takie piękne zdanie, że „jest reggae o babach i o sprawach”. I ja piszę piosenki o babach i o sprawach. Potępiam jednak instrumentalne traktowanie kobiet w piosenkach, ale w polskim reggae nie spotkałem się z tym raczej, co innego polski hiphop. Używanie form „suka”, „dupa” itd. uważam za żenujące. Kobieta jest matką stworzenia i bez niej nic by nie było. Zawsze polecam takim ludziom, którzy nie szanują kobiet, by pomyśleli, że ktoś tak zaśpiewa czy powie o ich matce czy siostrze. To jest idiotyzm. Natomiast na nowej płycie Vavamuffin będzie piosenka pod cudownym tytułem „Baba”, która opowiada o wzlotach i upadkach z kobietami, też o seksualności. To polega na tym, że o wszystkim można opowiadać, ale dawniej na Jamajce takie nawijki były żartobliwe, nawet gdy padały tam czasem sformułowanie dla naszych uszu ostre. Dopiero jak pojawiła się influencja kultury hiphopowej, skończyły się żarty. Dawniej np. Max Romeo nagrywał piosenki w stylu „slackness” o seksie, w odcieniu żartobliwym, dopiero w latach dziewięćdziesiątych pojawiły się takie teksty, które obrażały kobiety. Trzeba jednak panie szanować, bo w końcu sobie gdzieś pójdą i to będzie bez sensu wtedy...

M. P.: Pytałem o scenę reggae w Szczecinie, teraz spytam o scenę reggae w Polsce. Jaką wróżysz jej przyszłość? Alternatywa czy komercja?
Pablopavo: Nigdy nie uważałem muzyki reggae za wybitnie alternatywną. To jest muzyka taneczna, muzyka na prostych harmoniach, wiesz, moja mama i mój tata bardzo lubią tą muzykę. W ciągu ostatnich paru lat scena reggae w Polsce bardzo się rozwinęła, wiesz, gram tą muzykę długo i pamiętam, jak było pięć soundsystemów w całej Polsce. Teraz jest pewnie pięć na mojej ulicy.... Podnosi się bardzo poziom, trzeba się bardzo starać by nie zostać w tyle, są świetni nawijacze. Natomiast byłbym daleki od prognozowania. Reggae zawsze będzie. Reggaenerator, który jest starszy ode mnie, pamięta jeszcze pierwszą falę tej muzyki w Polsce. Potem to przycichło, potem znów wybuchło na początku lat dziewięćdziesiątych, teraz jest znowu. Reggae płynie swoim nurtem, a czasem kultura popularna sięga po nią czerpakiem.

M. P.: Co myślisz o sytuacji w Polsce? Podzielasz antysystemowe poglądy wielu wykonawców reggae? Też myślisz, że lepiej jest zamknąć się i nic nie robić?
Pablopavo: Nie zgadzam się do końca z diagnozą, że tak jest w tekstach reggae. Przede wszystkim jest podstawowa zasada: myśl globalnie, działaj lokalnie. Zawsze można zrobić coś na swoim podwórku, zaproponować młodym ludziom aby zamiast kraść czymś się zajęli. Na temat polityki nie chcę się wypowiadać... I tak to nic nie zmieni.

M. P.: Jakie widzisz szanse na realizację ideałów rasta w Polsce, w tak katolickim kraju? Np. na legalizację marihuany?
Pablopavo: Sprawa marihuany... nie wiem czy jest to naprawdę jakiś ideał. W Polsce robi się z igły widły. Sprawa nie jest w legalizacji, ale w tym, że nie może być tak, że siedemnastoletni chłopiec za 0,2 grama idzie siedzieć na dwa lata. Bo w polskich więzieniach on się niczego nie nauczy, albo ktoś mu zrobi krzywdę, albo zostanie kryminalistą. Myślę jednak, że co innego jest w życiu ważne. Ważne jest by się kochać i nawzajem wspomagać, a gandzia to jest sprawa dla mnie trzeciorzędna. Jestem przeciwny karaniu za posiadanie, ale rano nie myślę o tym, że marihuana powinna być zalegalizowana już raczej o tym, żeby dzieci miały co jeść. To jest ważniejszy problem.

M. P.: Jakie masz plany na przyszłość? Koncerty, projekty, płyty?
Pablopavo: Generalnie nagrywamy teraz nową płytę z Vavamuffin, zaraz też wyjdzie mój singiel solowy. Dużo pracy, od maja trasa „Spring Tour”. Jedziemy do Finlandii, do Kijowa, pewnie znowu Niemcy, bo tam jeździmy często. Polskie miasta oczywiście, duże i małe.

M. P.: A kiedy znów w Szczecinie?
Pablopavo: Mam nadzieję że prędko, może przy okazji wspomnianej trasy, maj, czerwiec, lipiec? Proszę śledzić na stronie www.vavamuffin.art.pl.
M. P: Dzięki, powodzenia życzę w dalszej działalności.