Apteka to ja – mógłby powiedzieć Jędrzej „Kodym” Kodymowski. Przez dwie dekady działalności tej gdyńskiej formacji często dochodziło do zmian personalnych, ale zawsze liderem zespołu pozostawał właśnie on. W ubiegłym roku powrócił wraz z kolejnym nowym składem, po długim milczeniu fonograficznym i wydał album zatytułowany po prostu „Apteka’ – bardzo przychylnie przyjęty przez krytykę i fanów. W piątek –28.11- grupa zagrała w „Alter Ego


Obok Kodyma  na scenie klubu pojawili się Janek Witaszek – bas i Marcin Slomiński – perkusja. Zaczęli od krótkiej instrumentalnej introdukcji by potem przejść do „Diabłów”.

Kolejne utwory często obfitowały w improwizowane fragmenty. Dzięki temu przekaz zyskał na intensywności. Część widzów szybko przyswoiła sobie tę energię od samego początku rzuciła się bowiem w tan. Tymczasem Aptekarze punktowali kolejnymi numerami ze swego interesującego dorobku, rzadko zaglądając na ostatni album, a koncentrując się na tych bardziej znanych, starszych kawałkach. Był więc np. „Korowód” Marka Grechuty w bardziej uproszczonej (w porównaniu ze studyjną) wersji, „Niezależni”, „Chłopcy i dziewczyny”... Poza tym „Menda”, „Psychodeliczny kowboj” „Wiesz, rozumiesz”, „Przypowieść” „Ujarane całe miasto”, „Jezuu”, „Miłe złego początki” czy mój ulubiony „Lucky Sniff”

Kodym nie był zbyt wylewny jeśli chodzi o zapowiedzi czy tzw. konferansjerkę. Wspomniał m.in. o napiękniejszej parze w Polsce, a kiedy publika chciała na bis „coś ładnego” skomentował, że takiego czegoś to można oczekiwać raczej od Budki Suflera, a nie od nich.
Po 75 minutach komncertu trudno było muzykom opuścić scenę, bo ludzie z pierwszego rzędu dosłownie nie chcieli ich puścić, domagając się jeszcze więcej grania. Chyba jednak ta dawka medykamentów, którą zaaplikowała Apteka była trochę za mała ...