„Torba na rzeczy pospolite” to tytuł nowej, świeżej i pachnącej płyty szczecińskiego trio Rykoszept. W ramach cyklicznych „Piosenek nie na sprzedaż” w Rocker Club, 10 grudnia odbył się koncert promujący wydawnictwo.
Tyle suchych faktów. Bo na tym koncercie nic nie było suche, drętwe, martwe. Wielu osobom trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie zespołu złożonego z perkusji, gitary basowej i męskiego wokalu. Ja od siebie mogę jedynie powiedzieć, że ewentualne muzyczne przestrzenie i puste pola są tak soczyście wypełnione dźwiękiem, że śmiało można utworzyć z tego dźwiękowy róg obfitości.

Olek Różanek, Maciej Wróbel i Szymon Orłowski wzbijają się w przestworza na skrzydłach liryki codziennej, ale nie banalnej. Traktując o absurdach życia powszedniego tworzą coś, co sprawia, że słuchając ich, dostaje się gęsiej skórki. Przechodząc od lekkich, erotycznie zabarwionych pomruków po „psychodeliczny jazgot”, pieszcząc kaczkę, by udowodniła, że jest prawdziwym cry baby i delikatnie łaskocząc błyszczące powierzchnie drucikami spiętymi w pędzel stawiają słuchacza przed obliczem swoistego cudu, jakim może być muzyka.

Trzy instrumenty na scenie, a w klubie nie ma tłoku. Szymon w parze z basem w orszaku efektów gitarowych, Maciej oddający się fantastycznym podróżom w inne wszechświaty, pomiędzy bębnami i talerzami oraz Olo, swobodnie zasiadający na wysokim krześle, chwytając do rusz za mikrofon, dając ujście swej charakterystycznej ekspresji. W blasku niebieskich i czerwonych reflektorów ginie wspomnienie dnia minionego. Oto kraina zmysłów… Rykoszept nie pozwala słuchaczowi stracić choćby na chwilę zainteresowania ani odwrócić uwagi, każdy kolejny dźwięk stanowi integralny element poważnego przesłania.

„Dobry wieczór Państwu. Dziś jest poniedziałek, jeśli źle zaczęliście tydzień, to macie okazję teraz jeszcze bardziej się zdołować.” – tymi słowami Olo przywitał zgromadzoną publiczność w klubie. Nawet jeśli piosenki…albo raczej poezja śpiewana w wykonaniu Rykoszeptu nosi piętno zniechęcenia i zawodu spowodowanego rozczarowaniem rzeczywistością oraz porusza smutne, bolesne tematy, taki jak śmierć i brak wiary cokolwiek, to jednak coś tak pozytywnego płynie ze sposobu, w jaki tych trzech muzyków przekazuje te emocje na scenie. Spokojnie, bez szarpania…zaglądając w głąb siebie i czując się swobodnie, tak jakby cały świat nie istniał muzycy opowiadają swoje baśnie o tysiącu i jednej nocy.

Zdecydowanym faworytem koncertu, który z dwudziestodwuminutowym poślizgiem rozpoczął się od delikatnych chłopięcych dźwięków, był utwór „Coda do radości”…o umieraniu, smutku…wierze…w sposób tak magnetyzujący i przykuwający uwagę, że jeszcze długo po półtoragodzinnym występie brzmiał w uszach i sercu. Zespół wykonał utwory z promowanej przy tej okazji płyty, urozmaicając je wirtuozeriami dźwiękowymi i wariacjami na temat muzycznych tematów. I czy uwierzylibyście, że w klubie, gdzie spokojnie sączy się sok i odpala papierosa nagle może zapanować głucha cisza, a wśród jej mrocznych toni rozlegać się paraliżujący świst nadciągającej burzy? Prawda jest taka, że tylko inwencja i pomysłowość muzyków może sprawić, że wszystkie nasze zmysły odczuwają muzykę na swój sposób. Lekki szelest liści, dzikie grzechotanie, podmuchy wiatru, kapanie wody… i łóżkowe westchnienia.
Podczas koncertu można było usłyszeć również dość niezwykłą wersję utworu Petera Gabriela „Biko”. Delikatniej zaśpiewana piosenka zakończona polską zwrotką nabrała takiego bardziej namacalnego dla nas wymiaru. A potem jeszcze „Fly away” Lenny’ego Kravitza, który przyzwyczaił nas do pewnego, mocniejszego akcentowania pewnych fraz. Olek udowodnił natomiast, że ten sam tekst może mieć ten sam urok…zaśpiewany zupełnie inaczej. Na zakończenie zabrzmiał kawałek „Kim jestem po godzinach” , tak dla uhonorowania późnej już godziny. Nie przeszkodziło to jednak dwukrotnemu bisowaniu. Na uwagę zasługiwały wszystkie utwory, ale wśród całego koncertowego repertuaru znalazł się również rodzynek…”Ratuj człowieka w sobie”, zaśpiewany przez Olka w duecie z Maciejem (człowiekiem o atletycznej budowie, który zgłębił chyba już wszystkie techniki pieszczenia perkusji, a który śpiewa tak subtelnym, miękkim, a zarazem męskim głosem, że nie jednej kobiecie zapewne zapłonęły oczy).
Po koncercie można było nabyć u muzyków płyty z autografami. Niestety nie można ich kupić w żadnych sklepie poza Internetem, nie powinno to jednak nikogo zniechęcać.
Rykoszept uwiódł tego wieczora kolejne zastępy dusz…i wiedzie je na pokuszenie.

www.rykoszept.pl