W domu są tylko mąż i położna. Kobieta ma prawo do ustalenia takich zasad, by czuć się podczas porodu jak najlepiej. Jeśli chce w czasie skurczów wziąć prysznic – nie ma sprawy. Jeśli miałaby ochotę pozasłaniać wszystkie rolety i firany, gdy przeszkadzać jej będzie światło, położna użyje przygotowanej wcześniej latarki. A gdy przyszła mama nie będzie miała życzenia podnieść się z łóżka, badanie wykonane zostanie w innej pozycji.
Na internetowych forach roi się od krytyki dotyczącej porodów w domach, tymczasem rodzice tak narodzonych dzieci mówią, że „to najlepsze czego do tej pory doświadczyli w życiu”. Najczęściej za takim wyborem stoją bliskość najbliższej osoby, która jest nieocenionym wsparciem, intymność domowego zacisza oraz asysta nierozproszonej innymi obowiązkami położnej.

Ciężarne dopiero od niedawna mogą decydować, gdzie chcą rodzić, choć większość z nich w ogóle nie wie o takiej możliwości. Osoby, które słyszały o porodach w domu, często mają o nich niewiarygodne wyobrażenia, na co wskazują często zadawane pytania typu: „Ile folii malarskiej trzeba kupić” albo „Ile białych prześcieradeł będziemy potrzebować”?

W domu tylko wtedy, gdy ciąża przebiega wzorowo
Żeby móc rodzić w swoim własnym domu, potrzebne jest zakwalifikowanie przez położną, która czuwa nad swoją podopieczną, i która po wszystkim, zostaje ze świeżo upieczoną mamą nawet do kilku godzin – wykonuje w tym czasie wszystkie potrzebne badania oraz wypełnia dokumenty. Jeszcze nie zdarzyło się, by mamie czy dziecku zdarzyło się coś złego. W razie potencjalnego ryzyka lub gdy potrzebna jest interwencja lekarza kontynuuje się poród w szpitalu.

- Na początku powiedziałem mojej żonie, że chyba oszalała – mówi Grzegorz, którego córka przyszła na świat w domu. – Przytaczałem powszechnie znane argumenty typu, że dziecko owinie się pępowiną. Teraz wiem, że to najlepsze, co mogło się przytrafić mi i mojej żonie – nic nas tak do tej pory nie zbliżyło, nie przyniosło tylu wspaniałych emocji i wzruszenia.

Mamy są wcześniej przygotowywane i bardzo świadome wszystkiego, co się będzie działo i może się dziać w różnych przypadkach. Istnieje zasada między położną a jej podopieczną, że ewentualny transport do szpitala nie jest niczym „złym”. Poród w domu to nie zachcianka, ale ogromna odpowiedzialność i świadomość. Trzeba pamiętać, że są też takie kobiety, które bezpieczniej czują się w obecności personelu szpitalnego. Nie należy więc nikogo namawiać i działać wbrew czyjejś woli - poród fizjologiczny nie jest dla wszystkich.

„Po wszystkim czułam, że mogę góry przenosić”
Nina zainspirowana postawą swojej zmarłej mamy, postanowiła wydać swoje pierwsze dziecko na świat w czterech kątach własnego mieszkania.

- Kiedy poczułam, że chcę wziąć prysznic, mogłam go po prostu wziąć – opowiada mama 4-letniej już dziewczynki. – To było piękne, że nikt mi nie mówił, co mam robić, nie stresował mnie i nie poganiał. Wszystko działo się naturalnie, w swoim tempie – tak jak powinno. Po porodzie byliśmy z dzieckiem cały czas – wszyscy razem od początku. To ogromna więź i szczęście.

Nina założyła później Fundację Macierzankę, która m.in. organizuje spotkania czy szkolenia dla przyszłych rodziców. Z jej obserwacji oraz dostępnych w Internecie danych wynika, że w Szczecinie liczba porodów w domu wzrosła od kilku do kilkunastu w roku.

Dlaczego nie szpital?
Większość kobiet zainteresowanych rodzeniem w domu decyduje się na to z prostej przyczyny – doceniają intymność i bezpieczeństwo, jakie oferuje takie rozwiązanie. Jest jeszcze kilka innych powodów, na które zwraca uwagę założycielka Fundacji Macierzanka:

- Dla mnie bardzo ważne było to, że miałam cały czas kontakt z moim maleństwem oraz to, że od razu miało ono styczność z pozytywną „nieszpitalną” florą bakteryjną – opowiada Nina. - Nie da się też opisać słowami jak wielki wpływ na dobre samopoczucie kobiety ma to, że w domu położna służy ci swoją pomocą i wyrozumiałością cały czas, jest skupiona tylko na tobie i nie rozpraszają jej żadne inne obowiązki.

Pracownica jednego ze szczecińskich szpitali zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz:

- Kobieta przywożona do szpitala, która wkracza w zupełnie obce środowisko, „na dzień dobry” dostaje sporą dawkę stresu. Obawiam się, że może mieć to negatywny wpływ na dalszy poród – mówi położna Agnieszka Kardziejonek. – Często spotykam się z wieloma komplikacjami i myślę, że część powodowana jest właśnie tymi emocjami, które kobieta przeżywa dopiero w szpitalu.