„I przywołali niewidomego, mówiąc mu: bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa (...) Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł z Nim drogą”
Ten znamienny fragment Ewangelii wg św. Marka recytuje załamany mężczyzna, powstając z kolan. Jest nim Rysiu- człowiek, który właśnie wrócił z więzienia po trzech latach odsiadki za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Powtarza ten fragment jak mantrę, jak zaklęcie, mające siłę przywrócić mu prawdziwe życie. Podnieść go z kolan moralnego upadku. Wyzwolić od zła, które go zawsze niszczyło, odbudować naderwane mosty. Ale mosty wydają się być spalone- jego żona, do której tęsknił przez całe lata spędzone w więzieniu, opuściła go dla jego własnego brata. Sam brat traktuje Rysia jak śmiecia, wyrzutka, czarną owcę w rodzinie.

Tak rozpoczyna się spektakl Przemysława Wojcieszka pt. „Osobisty Jezus”. Przedstawienie miało miejsce 18 kwietnia na deskach Teatru Współczesnego w ramach Przeglądu Teatru Małych Form Kontrapunkt. Co typowe u Wojcieszka, spektakl rozgrywał się na scenie otoczonej zewsząd widownią.

Rysiu nie może odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Pomóc stara mu się znajomy ksiądz, ale- nie widząc w nim pokory, nie udziela mu rozgrzeszenia. Jednak Rysiek próbuje zacząć nowe życie, odzyskać utraconą miłość żony Agaty. Przechodzi kolejne upokorzenia, dowiadując się o tym, co i z kim robiła pod jego nieobecność. Wreszcie wysłuchując obelg brata. Tadek, jego dawny kolega, z którym niegdyś napadał na kioski, proponuje mu niezbyt legalną pracę. Ale Rysiek stara się nie zabłądzić tym razem, uniknąć pójścia złą drogą. Nie ulega namowom powrotu do złodziejskich praktyk, mimo że pracę znaleźć mu niełatwo. Sytuację pogarsza fakt, że brat sprzedaje dom i wyjeżdża z Agatą do Warszawy. Czasu na odzyskanie miłości jest niewiele... Żal do żony, żal do brata. Że tak perfidnie zdradzili. Nie wierzy w ich miłość. Ale ma też ogromny żal do siebie, żądzę poprawy. Rysiu modlił się wytrwale, wzywał Jezusa. „Chciałem, by przyszedł do mnie, ale nie przyszedł”- tłumaczył załamanym głosem bratu, gdy ten kpiąco pytał go o objawienie, jakiego rzekomo Rysiek doświadczył. „Chrystus kocha silnych wolą, pasją. Nie szukaj w kościele usprawiedliwienia dla własnych słabości”- pouczał go znajomy ksiądz. Rysiek zaczął poszukiwać wiary gdy znalazł się w więzieniu, by przetrwać, by zmienić swoje postępowanie. Poszukiwał swego „osobistego Jezusa”. Czekał na jego przyjście. „Osobistym Jezusem” nazwał go też szyderczo i przewrotnie Tadek, jako że Rysiek jedyny ze złodziejskiej szajki dał się złapać i „cierpiał za kolegów”. Wreszcie Agata, mimo że go opuściła, była jego miłością, jakby Zbawicielem, do którego miłość trzymała Ryśka przy życiu, nadawała sens jego egzystencji. Tak jak Jezus, tak i ona samym swym istnieniem „uzdrawiała go i pomagała mu powstać i przejrzeć na oczy” niczym ślepcowi uzdrowionemu przez Jezusa.

Spektakl pełen dramaturgii, emocji pozytywnych, negatywnych. Wzruszających miłosnych i religijnych uniesień oraz dobitnych, brutalnych wulgaryzmów. Życie, wiara, miłość, zazdrość, nienawiść, ból. Uderzający naturalizm. Obok dramatu- wiele humorystycznych sytuacji, gagów, które z powodzeniem rozbawiały widownię, choć często pełne były wulgarnej prostoty. Najważniejsze emocje w życiu człowieka przedstawione niezwykle wiernie i przekonująco. W roli Ryśka chwalebnie się spisał Przemysław Bluszcz, znany z poprzedniego arcydzieła Wojcieszka- „Made in Poland”. Spektakl, który polecam wszystkim- tak bardzo uniwersalny jest i ludzki. Żywy i naturalny. Bliski każdemu. Bo niemal każdy z nas oczekuje w głębi duszy swego „Osobistego Jezusa”- jakiejś niewytłumaczalnej siły, która pomoże mu zmierzyć się z przeciwnościami losu.

Foto: Tomasz Augustyn