Dzikie harce pod sceną, gonitwy wydobywanych ze skrzypiec dźwięków, olbrzymia ilość dobrego humoru. To może oznaczać tylko jedno – do Szczecina, a konkretniej do Słowianina, przybył Jelonek.

 

Zanim scenę opanował kojarzony z występów z formacją Hunter skrzypek, zadanie rozgrzania publiczności powierzono szczecińskiemu zespołowi Mandylion. Ten sam Mandylion, któremu tak mocno obrywa się od internautów na wszelkich możliwych portalach. Po obejrzeniu zespołu na żywo stwierdzam, że krytyka ta jest nieco przesadzona.

Nigdy nie byłem fanem Nightwisha, którego kalką jest Mandylion. Nigdy nie byłem fanem przeciąganych, żeńskich wokali z przesadną ilością pogłosu. Nie lubię też gwiazdorzenia ze sceny (ruchy na scenie, spoglądanie na audytorium z jakimś sztucznym dystansem) zespołów, które niczego jeszcze tak naprawdę nie osiągnęły. Wszystko to było udziałem supportu Jelonka. Nie podobało mi się. Nie zmienia to jednak faktu, że zespół zagrał poprawnie i dosyć skutecznie rozgrzał publiczność, która postanowiła obejrzeć jej występ.

Chwila przerwy i na scenie pojawił się on. Człowiek o rogatym nazwisku. I tu mam problem, bo opisać słowami występ Jelonka nie jest łatwo. To po prostu trzeba zobaczyć, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało.

Jelonek to prawdziwe sceniczne zwierzę. Połowę koncertu skrzypek w zasadzie biegał po scenie. Resztę występu zapełniły żarty i ogólnie pojęta interakcja z publicznością. Ludzie bezwzględnie słuchali muzyka. Po pierwszych nieśmiałych, przejawach pogo i określeniu ich przez muzyka mianem „postnych” publika naprawdę się rozkręciła. Pogo, ściany śmierci, kucanie tylko po to, aby po sekundzie wyskoczyć z całym impetem do góry, nawet „wężyk” znany z zabawi szkolnych czy wesel. Znalazło się nawet miejsce na choreografię. Wesołą i dowcipna. Był nawet Jelonek w hełmie z porożem.

Na występ złożyła się większość materiału z płyty Jelonek. Zabrakło wprawdzie mojego ulubionego War In The Kids Room, ale to nic. Z nawiązką wynagrodziły mi to covery i liczne muzyczne cytaty, które przewinęły się przez setlistę. Był Jimi Hendrix, Chopin, Paganini, Judas Priest. Była Metallica, której wprawdzie nie lubię, ale z solówką na skrzypcach i w wykonaniu jeleniego zespołu Sad But True wypadło okazale.

Krótko mówiąc – cóż to był za koncert! 80 minut genialnej, wyjątkowo intensywnej rozrywki na najwyższym poziomie. Najlepsze wydarzenie, na jakim miałem przyjemność być w tym roku w Słowianinie. Pozostaje życzyć sobie, żeby wszyscy artyści odwiedzający nasze miasto prezentowali równie luźne i profesjonalne zarazem podejście do wykonywanego zawodu. Zapraszamy ponownie!