15 grudnia. Tego wieczoru w Klubie Sztuki Niepopularnej Alter Ego można było liczyć na „More Fire”. A to za sprawą specjalnego gościa- niezwykle uduchowionego wokalisty East West Rockers, czołowego polskiego nawijacza sceny dancehall/ modern roots. Gdy Ras Luta chwycił za mikrofon, w klubie zapanowały tylko „miłość i muzyka”. Za gramofonami czuwał Radrik.
Selektorski suport przed „Attache kulturalnym Jamajki” zagrał Medix Selecta. Lokal zapełnił się dość szybko, rosło też oczekiwanie na gwiazdę wieczoru. Po pewnym czasie Radrik przejął konsoletę i poczęstował publikę sporą porcją blendów, w których na riddimach można było usłyszeć przeboje Beyonce, Snoop Dogga. Po godzinie 23ej na podeście pojawił się Ras Luta. Radrik w paru słowach powitał wrocławskiego nawijacza. Wspomniał też, że Bas Tajpan- drugi obok Luty najbardziej uduchowiony, przepełniony duchem Rasta dj reggae w naszym kraju, mimo zapowiedzi nie mógł przybyć tego wieczoru do Szczecina z powodów zdrowotnych.

Swoistym wstępem do wieczoru z Lutamanem była eskalacja twórczości artysty, który dla jego inspiracji muzycznych ma znaczenie decydujące. Jamajska legenda- Sizzla Kalonji, pojawi się już w czerwcu przyszłego roku we Wrocławiu.

„Honor i miłość” to pierwszy utwór, jaki tego wieczoru popłynął z duszy Ras Luty w stronę serc szczecińskiej publiczności. Powalający riddim polskiej produkcji „Bless Ya”, przepełniony miłością tekst „honor i miłość, i ja pukam do twych drzwi, czy jesteś moim bratem (moją siostrą), czy otworzysz mi?” i niesamowity głos dj- a sprawiły, że bez pull up-u obejść się nie mogło. Zresztą większość utworów Lutamana zasługiwało na pul lup, i pull up- ów też tego wieczoru nie zabrakło. „Mama”- nastrojowy rootsowy kawałek z płyty Dreadsquadu Dread za Dreadem pogłębiał nastrój świadomego przesłania Rasta. Ras Luta zapanował nad publicznością, zaczarował ją swym przekazem. Sprawił, że cała sala skandowała słowa „jedna miłość”, swoim toastingiem wprowadził taką atmosferę, że w Alter Ego nie mogło być miejsca na agresywne zachowania, na jakiekolwiek nawet oznaki nieżyczliwości. W pewnym momencie nawet rzucił hasło przekazania sobie nawzajem „znaku pokoju”. Ludzie, jak zaczarowani, podchwycili sugestię, i, choć pomysł ten wydawał się bardzo oryginalny, zaraz też wszyscy zaczęli podawać sobie ręce na znak życzliwości. Można było poczuć, że w klubie, choć przez te parę chwil panowała „jedna miłość”. Poczuć, że publiczność, jak zahipnotyzowana, w ślad za słowami Ras Luty wyruszyła „w stronę światła”, a Rastafarai poił spragnione dusze przekazem swego sługi, siejącego świadome przesłanie z podestu niczym z ambony.

Oczywiście, oprócz korzennych uniesień, Lutaman serwował też swoje słynne na soundsystemach dancehallowe petardy- „Mała” czy też pochodzące z płyty East West Rockers „Dotknąć cię”. Ale i w tych ognistych rytmach panowała harmonia między rozrywką a przesłaniem. „Mała za ciebie ja dziękuję Panu każdego dnia”. Jednak najmocniejszym akcentem na cześć Jah Rastafari był korzenny „Królów Król”, hymn pochwalny, który Ras Luta zaintonował na jednym ze swych ulubionych riddimów- „Valentine”. Nie obyło się też bez hymnu na cześć Szczecina- „w Szczecinie piękni ludzie, piękni swiat”.

Gdy Lutaman odłożył mikrofon, selekcja Radrika sprawiała dalej, że parkiet nie pustoszał. Jedno z ciekawszych odkryć światowej sceny reggae ostatnich lat- Sycylijczyk Alborosie, nieraz popłynął w świat w dźwiękach z konsolety szczecińskiego selektora. Nie zabrakło też wielkiego nieobecnego wieczoru- Bas Tajpan w zaangażowanym politycznie utworze „Inwazja”. Po jakimś czasie, gdy coraz spokojniejsze rytmy roostowe powoli sugerowały, że impreza zbliża się ku końcowi, jednym z mocniejszych uderzeń był wielki przebój Maxa Romeo „I chase the devil”.

Hałas dla miłości, dla pięknych kobiet, marihuany, świadomej muzyki. Występ Ras Luty był jednym wielkim hałasem dla wszystkiego, co kojarzyć się może z jasną stroną ducha Rastafari. Dużo oczyszczającego ognia, pozytywnej energii. Tylko miłość i muzyka. Płomienie zapalniczek podczas bardziej korzennych kawałków, płomienie oczyszczającego ognia w głosie Lutamana. I dużo serca, które prostymi słowami o szacunku, życzliwości, miłości bliźniego rozdawał on hojnie. Jedno wielkie wokalne błogosławieństwo świadomego Rastamana w rytmach muzyki reggae.

Foto: Lui