Zaczął grać na gitarze 10 lat temu. Mieszka w Hollywood i znany jest głównie z tego powodu, że jest młodszym bratem Jimiego Hendrixa. Wczoraj zagrał w "Słowianinie" wraz ze swoim obecnym, amerykańsko-polskim zespołem i był to trzydziesty (!) występ podczas całej trasy po naszym kraju.

Co ciekawe były osoby, które koniecznie chciały spowodować by to tournee, nazwane „Tribute to Jimmi” nie doszło do skutku.  Łukasz Gorczyca, który jest basistą w tym zespole i zarazem współorganizuje wszystkie występy, musiał umieścić  na swojej stronie następujące słowa: „Na informacje że jakoby trasa koncertowa Leona Hendrixa, której jestem współorganizatorem została odwołana oświadczam że jest to wierutna bzdura i wszystkie koncerty zaplanowane w Polsce i w innych krajach w dniach od 17 kwietnia do 3 czerwca br. odbędą się planowo!”

Bez zakłóceń

W „Słowianinie” wszystko przebiegło sprawnie i bez zakłóceń. Może tylko widzów było mniej niż tego się spodziewano, ale jednak przyszli zarówno bardzo młodzi fani rocka jak też ci, pamiętający prywatki z muzyką z pocztówek dźwiękowych... Najpierw na scenę wyszli trzej muzycy:  Chaz dePaolo (gitara, wokal), Łukasz Gorczyca (bas) i Tomasz Dominik (perkusja). Panowie zagrali kilka utworów na rozgrzewkę. Były to  autorskie kompozycje Chaza (m.in. „Cadillac Baby” i „In Warsaw”) w których  DePaolo wykazał się naprawdę imponującą techniką gry na swym „wiośle”.

Facet po przejściach

Po takiej uwerturze, dołączył do kolegów, oczekiwany gość. Kręcone włosy, ciemne okulary, takaż  karnacja. Mimo 64 lat na karku Leon wyglądał dość krzepko, a przecież miał w swoim życiu różne przejścia (walka z nałogiem narkotykowym, kilka krótkich pobytów za kratkami). W tym roku  opublikował książkę o swoim bracie ” Jimi Hendrix: A Brother's Story”. Leon najpierw tylko śpiewał, ale po kilku minutach chwycił też oczywiście za gitarę. „Foxy Lady”  był pierwszym utworem z repertuaru Jimiego, zagranym tego wieczoru, a następnie cała czwórka zagrała kolejne „Wild Thing”, „Red House”, „Purple Haze” i „Little Wing”. Po tej mocnej dawce historii muzycy przerwali te wspomnienia, by wykonać numer  „Purple Flame” (z płyty Leona „Keeper of The Flame”), oczywiście także oparty na bluesowym schemacie i dość podobny do dokonań Wielkiego Brata.

Końcowe popisy

W drugiej części występu zabrzmiały jeszcze takie klasyki jak  „Hey Joe”, “Johny B.Good”,  „All Along the Watchtower” czy „Voodoo Child”. Ten ostatni kawałek był chyba najlepszym fragmentem całego wieczoru, bo muzycy rozbudowali go o swoje dłuższe popisy. Chaz wiódł prym w tych zawodach i niewątpliwie bez niego Leon by sobie nie poradził. Za to w kwestii kontaktu z publicznością oczywiście pan Hendrix był liderem. Praktycznie każdy z utworów komentował krótkimi anegdotami. Mówił np. o dzieciństwie w Seattle, o inspiracjach tekstów itp.

W sumie występ potrwał około 65 minut, ale po jego zakończeniu Leon wyszedł jeszcze do widzów, by podpisywać bilety czy okładki płyt i oczywiście także odpowiadać na pytania. Ostatni występ w ramach jego polskiej trasy to lipcowa wizyta w Mogilnie.