Piątek rozpoczęłam z miłą świadomością, że wieczorem będzie mi dane posłuchać Kasi Nosowskiej i zespołu Hey w utworach z lat dziewięćdziesiątych, z ich pierwszych płyt… Sentymentalna podróż z Hey miała być poprzedzona występem grupy Mjut. A wszystkie te przyjemności w Domu Kultury Słowianin.

W pierwszym składzie Hey znaleźli się Piotr Banach, Katarzyna Nosowska, Marcin Żabiełowicz, Robert Ligiewicz i Marcin Macuk, którego dość szybko zastąpił Jacek Chrzanowski. Uwagę przykuwał mocny głos wokalistki i szczere, osobiste teksty jej autorstwa. Koncert w Słowianinie to kontynuacja trasy Re-Edycje 2010 – zespół postanowił dać szansę wszystkim swoim fanom na wspólne muzyczne spotkanie. W piosenki z płyt „Fire”, „Ho!”, „?”, „Karma” wplecione zostały te z płyty „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!”, a stare utwory, jak głosiły zapowiedzi, miały zyskać nowe aranżacje.

Najpierw jednak zaprezentował się Mjut w piosenkach z wydanego w lutym bieżącego roku albumu „Akcja ratowania ślimaków”. Wokalista Patryk Kieniast potrafi przekazać różnobarwne emocje bawiąc się głosem: to szepcząc, to poddając go różnym modyfikacjom; śpiewa albo szepce słowa często osobiste, obnażając własne (podmiotu lirycznego?) słabości, zahamowania czy pragnienia. Gitary i nieco elektroniki – niby nic szczególnego, ale potem muzycy zaczynają zamazywać granice zwrotek, granice prawdy i złudzenia. Po rozleniwionych, niemal kontemplacyjnych frazach zaskakuje nas kakofonia dźwięków: szaleństwo gitary, niecierpliwość elektronicznych urządzeń. Muzycy potrafili wytworzyć emocjonalne przestrzenie dla swoich tekstów – zdołali mnie wciągnąć w swój nieco mroczny świat.

Po niedługiej przerwie i po skandowanym Ka-sia-Ka-sia na scenie pojawiła się Kasia Nosowska wraz z zespołem. Entuzjastyczne powitalne okrzyki udowadniały, że wszyscy bardzo czekali na ten koncert. Utworem, który zdecydowanie poderwał wszystkich na nogi był „Eksperyment” w nowej odsłonie. Lekko transowy aranż spodobał się publiczności. Większość piosenek z płyt „Fire” czy „Ho!” została odświeżona w ten sposób – czasem pierwsze dźwięki wprowadzały dezorientację i chwilę wahania wśród tłumnie zgromadzonych fanów Nosowskiej… Ale koncert przyciągnął nie tylko sentymentalnych – wśród publiczności było mnóstwo młodych osób, które – jak wyjawiła moja nastoletnia sąsiadka – znają tylko piosenkę „Moja i twoja nadzieja”. Dla nich nawet „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” - tytułowy utwór wydanego pod koniec 2009 roku albumu, był nowością. Spodobał się „Teksański” w nowym, niemal dyskotekowym wydaniu, ale to utwór, który zawsze dobrze się sprawdza na koncertach.

Czuło się, że fani bardzo emocjonalnie podchodzą do spotkania z Kasią Nosowską i jej piosenkami. Po każdym, dosłownie każdym utworze, wokalistka dostawała gromkie brawa. I też sama Nosowska wyglądała na przejętą spotkaniem ze szczecinianami. Rozmawiała z publicznością, żartowała. Może czasem zbyt nerwowo, chaotycznie, ale ta spontaniczność bardzo się wszystkim podobała. Czuliśmy dobrą energię.

W pewnej chwili na scenie znalazł się młody mężczyzna, który – jak się okazało – wpadł na pomysł oświadczenia się swojej dziewczynie w trakcie koncertu Hey i właśnie zamierzał zrealizować ten pomysł. Ogromny bukiet żółtych kwiatów powędrował do narzeczonej, która na pytanie czy zostaniesz moją żoną odpowiedziała twierdząco. Przy ogólnej euforii wszystkich świadków tych oświadczyn, Hey kontynuowało koncert, dedykując jedną z piosenek zaręczonej parze.

Po ostatnim utworze i słowach pożegnania światła wygaszono, jednak na bisy nie trzeba było długo czekać. Wspólnie odśpiewana „Zazdrość” czy „Moja i twoja nadzieja” było właściwym ukoronowaniem spotkania ze szczecińską publicznością.