Było nieco jak na rockowym koncercie: trochę się pokrzyczało z widowni, jeden pan na balkonie tańczył, było dużo klaskania w trakcie utworów i między nimi. Co w filharmonii generalnie miejsca nie ma...

Kowbojski swing nawet symfonicznie jest charakterny

Drodzy Państwo, jakiego utworu można się spodziewać na otwarcie koncertu „Dire Straits Symfonicznie”? Oczywiście, że Sultans of Swing! Nim jednak swingowe brzmienie dotarło do uszu publiczności, Krzysztof Herdzin, dyrygent, przedstawił zespół. Dość znamiennie to uczynił - Marek Napiórkowski będzie zastępował Marka Knopfera na gitarze, zaś jego wokalną stronę Kuba Badach – dwóch, by zastąpić jednego. Może i nawet trzech, bo i Herdzin aranżował przecież utwory zespołu/Knopflera w twórczy sposób.

„Sułtani swingu” to idealny utwór na wprowadzenie publiczności w kompozycje brytyjskiej formacji. Można rzec, że na to właśnie czekali. A muzycy ich nie zawiedli.

Napiórkowski nie starał się naśladować Marka, on tylko się nim inspirował. Obawiałam się trochę próby odtwarzania gitary Knopflera. Było to może lekko absurdalne przy tej klasy artyście, jakim jest Napiórkowski.

Pieniądze za nic i laski za darmo

Za każdym razem, gdy słyszę utwór Money for Nothing myślę, że powiedzenie „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” pasuje do tej kompozycji idealnie. Jak sam Herdzin podkreślił, utwór z pierwszej płyty kompaktowej na świecie jest ironiczny i bardzo dosadny. Wystarczy się tylko wsłuchać w tekst satyry o celebrytach. W odsłonie symfonicznej zyskuje tylko na szlachetności. Świetnie się w tym utworze sprawdził Kuba Badach. Przy niektórych kompozycjach odnosiłam wrażenie, że jego angielski momentami go ogranicza. W utworach takich jak: Private Investigations, Your Latest Trick i Walk of Life był jednak rewelacyjny. I o dziwo to mnie nie zaskoczyło. Wystarczy posłuchać jego wokali w Poluzjantach czy, moim zdaniem najlepszym tribucie polskim, Tribute to Andrzej Zaucha. Obecny.

 

O Romeo, czemuś?...

Herdzin zaskoczył słuchaczy interludiami do utworów Dire Straits. Najbardziej chwytające za ucho były przed Romeo and Juliet. Napiórkowski przeniósł nas w czasie za pomocą klasycznego brzmienia gitary na dwór elżbietański. W pamięć zapadną zapewne wstawki serwowane przez Tomasza Kałwaka na instrumentach klawiszowych. Podczas gdy dyrygent opowiadał o kolejnym utworze, on tworzył mu podkład muzyczny. Był bardzo filmowy i patetyczny, co świetnie wpisywało się w ramy koncertu. Ponadto wywoływał ciepły uśmiech na twarzach publiczności.

Afirmacja życia

Człowiek czasem może żyć długo w błędzie. Zawsze wydawało mi się, że utwory Dire Straits, podobnie jak Pink Floyd, mają tak przestrzenne brzmienie, że już bardziej się nie da. Herdzin pokazał, że się da, a Paweł Dobrowolski na perkusji podbił to wrażenie swoją grą. Akustyka naszej nowej architektonicznej perełki jest genialna. Mnie chyba nie przestanie zaskakiwać to, jak pięknie i nieinwazyjnie brzmi tam perkusja, a w szczególności stopa. Dobrowolski wiedział, jak wykorzystać walory naszego domu koncertowego.

Wieczór zamykał utwór Walk of Life. Można odnieść wrażenie, że publiczność tylko czekała na ten kawałek, by móc klaskać, a jeden pan na balkonie nawet tańczył. To kolejny plus nowej filharmonii – to wnętrze nie przytłacza, ludzie nie czują się w nim onieśmieleni.

Na bis usłyszeliśmy Sultans of Swing, co zasugerował muzykom pan z publiczności. Bo przecież można.

Synonimicznie pop, symfonicznie rock

Projekty takie jak ten cieszą się niebywałą wręcz popularnością. Znane nam utwory w nowych aranżacja symfonicznych zyskują nowy wymiar, choć taki wydaje się być cały cykl Brillante. Przy wsparciu Neptun Developer ma on stać się nową wirtuozerską marką. Oby, trzymamy kciuki!