Przychodząc na Inspiration Day 2016 miałam o tym wydarzeniu pewne swoje wyobrażenia. Wielkie osobowości, ciekawe przemówienia - zatem musi być interesująco. Ale nie spodziewałam się, że czyjeś słowa mogą zatrzymać moje myśli i wywołać w głowie taką lawinę pomysłów. A jednak.
Kiedyś pisane przeze mnie relacje z wydarzeń opierały się przeważnie na faktach. Informacjach, że dane wydarzenie odbyło się wtedy i wtedy, w takim a nie innym miejscu, że wzięło w nim udział tyle i tyle ludzi. Skupiałam się na faktach, a nie na wrażeniach. Ale dziś mój obecny sposób pisania znacząco różni się od tekstów sprzed kilku lat. Dlatego pozwólcie, że to nie będzie zwyczajna relacja z eventu, ale zapis najważniejszych idei, z jakimi dzielili się zaproszeni prelegenci ze słuchaczami. Zapisywałam je dla siebie, ale przede wszystkim dla was.

Odważ się iść po swoje
Łukasz Krasoń był pierwszym przemawiającym. Napiszę szczerze - nie znałam wcześniej człowieka. Tylko przed wydarzeniem zapoznałam się z jego krótką notką biograficzną. Nie wiedziałam, że jest niepełnosprawny. Przekonałam się o tym dopiero jak pojawił się na scenie na wózku. A swoje przemówienie od razu rozpoczął od żartu, dając publiczności do wyboru czy chcą usłyszeć kawał śmieszny czy ostry i mega śmieszny. Wiadomo, że wybór padł na opcję drugą.

- Jaka jest niejadalna część warzywa?

- Wózek.


Przez salę przebiegł niepewny śmiech, bo przecież - czy wypada się śmiać z czegoś takiego.

Będę chciał Was nauczyć dystansu. Wszędzie nas uczą nas, że życie musi być poważne. A przecież trzeba mieć dystans do siebie. I co będę chciał, abyście zapamiętali z moich słów, to żeby osiągnąć sukces nie trzeba być idealnym. Trzeba być szczęśliwym.

Łukasz podzielił się dwiema historiami.

Jeżeli nie możesz podnieść ręki do wypicia herbaty, to jak to może byc możliwe, aby ktoś Cię pokochał?

Opowiadał o swojej internetowej znajomości z Gosią. O lękach i niepewności. O tym jak ona zareaguje, gdy dowie się o jego chorobie i co powinien zrobić odczytując od niej smsa, aby rzucić wszystko i przenieść się do Barcelony. Jak myślicie co zrobił? Odważył się i wyjechał, a wirtualne uczucie przerodziło się w rzeczywistą miłość i małżeństwo. Strach jest tylko często w głowie - przekonywał.

Druga historia obrazowała jego pierwszy raz. Pierwszy raz, kiedy zobaczył internet. Był rok 2001, a on miał wtedy 13 lat. Ciekawe czy są w nim streszczenia lektur? - zastanawiał się. Były. To była także miłość od pierwszego wejrzenia. Postanowił, że chce mieć internet w domu. Ale to jeszcze wówczas czasy, żeby połączyć się ze światem trzeba było korzystać z modemu, a i koszty tego były niemałe. Ale Łukasz dowiedział się, że 25 kilometrów od jego miejscowości jest juz internet przewodowy, za którymi nie trzeba było płacić za wykorzystane impulsy, ale stały abonament. Postanowił, że musi działać. Korzystając z żółtej książki telefonicznej, po dwudziestym razie dodzwonił się do pana Zbyszka, zajmującego się podłączeniem internetu. Umówił się na pierwsze spotkanie biznesowe. Deszczowy dzień, spotkanie w samochodzie. Pan Zbyszek i Łukasz siedzą z przodu. Z tyłu siedzi mama Łukasza. Krótka rozmowa. Zbyszek się pyta ile jest chętnych na podłączenie. Łukasz mówi, że pięciu. Po czym zaraz dostaje odpowiedź, żeby to było opłacalne, to chętnych musi być co najmniej 50.

Kiedy się czegoś bardzo chce, a ktoś mówi, że się nie uda, to człowiek wtedy się wkurza. I ja się wkurzyłem, zatem uderzyłem w najsłabszy punkt - w dzieciaki. Mówiłem im właśnie o streszczeniach lektur, o grach i nawet o filmach dla dorosłych. Przy następnym spotkaniu z panem Zbyszkiem miałem 78 osób zainteresowanych założeniem internetu. Mało tego, jako jedni z pierwszych w Polsce mieliśmy internet satelitarny, a nie przewodowy. A ja nie dość, że miałem internet za darmo, to jeszcze za niego mi płacono - opowiadał Łukasz.

Być może już teraz znasz wszystkie odpowiedzi. Być może to jaki jesteś dzisiaj wystarczy, aby odnieść sukces. Zatem, jeśli chcesz założyć swoją firmę, czy znaleźć nową pracę i naprawdę tego bardzo chcesz, to po prostu odważ się iść po swoje. A wszystko inne przyjdzie po drodze w odpowiednim momencie. To normalne, że obawiasz się postawić krok. Strach nie minie, on będzie zawsze, ale ty musisz być od niego silniejszy.

Po to wychodzę na scenę, abyś ty mógł odzyskać swoją moc -
tymi słowami zakończył swoje wystąpienie Łukasz, wywołując wśród publiczności owacje na stojąco. I łzy wzruszenia.

Ty masz zegarek, ja mam czas
Kolejnym prelegentem był Szymon Hołownia, który opowiadał, że w pewnej chwili pisanie o świecie przestało mu wystarczać. Postanowił robić świat. W 2013 roku założył Fundację Kasisi działającą dla zambijskiego Domu Dziecka Kasisi. W swoim wystąpieniu Szymon, przywoływał różnice kulturowe i obyczajowe między kontynentem afrykańskim a europejskim.

Tam przekonałem się, że naprawdę można zrobić coś z niczego. Nam się wydaje, że aby coś wyszło, to musimy mieć jakieś środki produkcji. A tymczasem w Afryce ludzie o deficytach myślą, jak o zasobach. Wy macie zegarki - my mamy czas. Wy macie procedury, a my relacje - tak to u nich działa. U nich pojęcie "teraz" nie istnieje Ono zostało rozszczepione na terminy: "just now" stworzone dla białego człowieka tylko po to, żeby się nie denerwował oraz "now now" - dla zambijczyków, które stosuje się wtedy, kiedy faktycznie coś musi zostać zrobione od razu - mówił Hołownia.

"Teraz" ma znaczenia, bo "wczoraj" juz nie ma, a "jutro" jeszcze nie ma znaczenia. Jedyne co masz to masz "dzisiaj", i jedynie co możesz zrobić dla świata, to sensownie zarządzać swoim "dzisiaj".

Tak naprawdę to mamy tylko tu i teraz, a marnujemy tony czasu na niepotrzebne zebrania, czy debaty. Chcesz zwołać zebranie? To zapłać każdemu 100 zł - właśnie za jego poświęcony czas. I zastanów się co jest twoim priorytetem? Aby być najbogatszym na cmentarzu za 20 lat?

Zastanówcie się ile z nas już sprzedało swoje pragnienia za jakieś miraże przyszłości? Za meblowanie życia za 10, 20 lat? I zadajcie sobie pytanie - czy naprawdę potrzebujecie tego wszystkiego? Każdego dnia wypowiadamy średnio 20 tysięcy słów - a ile z nich ma sens i coś zmienia?

Mi zawsze brakuje na "za miesiąc", ale nigdy nie brakuje mi na dzisiaj. Dlatego wyjdźmy z jutro, wyjdźmy z wczoraj i spotkajmy się dzisiaj.

Pamiętajcie, że "przepraszam" - obsługuje przyszłość, "proszę" - przyszłość, "dziękuję" - teraźniejszość. Zróbcie eksperyment i postarajcie się przez dwa tygodnie dziękować za wszystko. Świat sie nie zmieni, ale Wy się zmienicie
- przekonywał Szymon.

Kolory emocji
Jako trzecia na scenie pojawiła się Beata Pawlikowska, która swoimi słowami chciała przekazać, że świat jest takim, jak go postrzegamy. A to postrzeganie zależy od myśli i uczuć duszy.

W każdym z nas jest świadomy umysł podejmujący decyzje na podstawie racjonalnych argumentów. Ale oprócz niego jest cząstka duszy, która kieruje się swoim własnym zestawem przekonań i ta cząstka jest przed każdym z nas ukryta. Ale ona w rzeczywistości zarządza wszystkim co się dzieje w naszym życiu. To jest filtr, który na każdą emocję i myśl nakłada pewien kolor. Z mojego doświadczenia wynika że 99% ludzi z zachodniej cywilizacji nosi w sobie przekonanie o tym, że świat jest zły, że jestem gorszy, że nie zasługuję na szczęście i miłość. Że do szczęścia potrzebna jest akceptacja innych. Jakość życia jest wprost proporcjonalna do tego, co siedzi w Twojej podświadomości. Można wytresować duszę, aby zamiast reagować strachem, reagowała dobrem. Wówczas wtedy podróż przez codzienność staje się czymś najbardziej fantastycznym na świecie - przemawiała Pawlikowska.

Zaplanować sukces
O swojej pasji i sportowych doświadczeniach opowiadał Mateusz Kusznierewicz

Na wodzie - przeżywałem sztormy, uciekałem przed rekinami, brałem udział w regatach, opierałem się syrenom. Ale moich sukcesów było mniej niż porażek.

Mateusz szczerze dzielił się swoimi przemyśleniami na temat odniesionych zwycięstw i przegranych. O świadomości, że na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach w 2004 roku ma szansę tylko na brązowy medal, ale że musi zrobić wszystko, aby zaprezentować to miejsce na podium jako swój największy sukces. Można się cieszyć na różne sposoby oraz wprowadzać do radości emocje i to jest niesamowite jaki to może przynieść efekt - opowiadał.

Żeby być dobrym w tym co robię, żeby iść do przodu - trzeba najpierw wiedzieć gdzie zmierzamy. Jadąc na pierwsze igrzyska do Atlanty wiedziałem, że być może nie stać mnie na zdobycie złotego medalu. Powiedziałem sobie wtedy - mierz siły na zamiary i wyznacz cel tak, aby był osiągalny. Wpierw marzyłem o pierwszej piątce - bo wtedy do piątego miejsca rozdawali dyplomy. Zacząłem podglądać innych żeglarzy jak radzą sobie w zmiennych warunkach pogodowych. Szpiegowałem ich w taki dozwolony sposób. Dosiadałem się do zawodników przy śniadania i na przykład patrzyłem co nakładają na talerz. Obserwacja to jest kopalnia złota. Uczenie się od innych, którzy przetarli już szlaki. To prawda - miałem też dużo szczęścia, ale ja temu szczęściu wyszedłem naprzeciw.

Do Sydney w 2000 roku jechałem jako faworyt, a wróciłem z nich zrozpaczony, bo zająłem 4 czwarte miejsce. Co się wydarzyło? Przed igrzyskami w tym samym roku zdobyłem Mistrzostwo Świata i Europy. I nie wiem czemu, wtedy ubzdurałem sobie, że moi rywale dopiero teraz zaczną więcej trenować i mnie przegonią. I sam zwiększyłem wielkość treningów. To był największy błąd. Do tradycyjnych 6-7 godzin treningu, dokładałem jeszcze 3 godziny dodatkowe. Przetrenowałem się i w rezultacie w Sydney nie mogłem wykorzystać swojego talentu, zmysłów, które miałem wyrobione. Jak jestem w formie - widzę wiatr kolorami. W Sydney tego nie widziałem
.

Za to przed Atenami kupiłem sobie 32-kartkowy zeszyt, w którym zacząłem wypisywać cele i błędy. Schowałem ten zeszyt do szuflady i wyciągnąłem go dopiero na rok przed igrzyskami. Co było w nim zapisane? Dwa cele - niech będzie medal. I drugi - nie popełnij błędów, które zrobiłeś w Sydney.

Bo się nie da

Natomiast Tomasz Jabłoński, twórca aplikacji Qpony.pl przekonywał, że wmawiając sobie, że coś się nie da, automatycznie przekonujemy organizm do uwierzenia w to stwierdzenie.

Wiara jest subiektywnym odczuciem, że coś może sie udać. Wydaje mi się, że wśród Polaków panuje permanentny brak wiary w siebie. Chodzi o to aby pewnie siebie mówić o swoich poglądach i o tym co naprawdę myślimy. Kto chce - szuka sposobów, a kto nie chce - szuka powodów.

Wpadajcie na głębokie wody

Kiedy na scenie pojawił się Jerzy Owsiak, pojawił się także niesamowity ogień i energia.

Warto mieć marzenia, bo one się spełniają w sposób nieoczekiwany - rozpoczął swoje wystąpienie. Pamiętam II Przystanek Woodstock w Szczecin Dąbie. Lało wtedy niemiłosiernie, a na pobliskich działkach dookoła stali z siekierami ich właściciele czekający na niewiadomo jaką Sodomę i Gomorę, a woodstockowicze zryją im działki i wszystko im zeżrą. Działki przetrwały, a jak rozpoczynał się festiwal, to deszcz przestał padać i wyszło piękne słońce. Także cuda czasem się zdarzają.

Ale Wy musicie być konsekwentni, ułóżcie sobie plan i do cholery - trzymać sie  go przez cały czas - tak Owsiak krzyczał ze sceny. Wpadajcie na głębokie wody i nie pękajcie.

Owsiak opowiadał o swoich przygodach z telewizją. O początkach programu "Róbta co chceta". O tym, że dzięki chęci i determinacji, zamiast siedmiu zakontraktowanych odcinków, powstało ich aż 128. Wystąpienie wzbogacone było wieloma filmami: z Woodstocku oraz z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Wyobraźnia musi działać. Dzięki szalonym pomysłom stajecie się wiarygodni. Róbcie je na wesoło, żeby ludzie widzieli, że mamy w tym pasję. Muszą być emocje. A wasi odbiorcy od samego początku muszą wiedzieć o co wam chodzi. Zaś na końcu musi być konkret i skupienie na efekcie. I pamiętajcie, że ze swojej pasji trzeba się także rozliczyć. W pojedynkę nie zrobicie wielkiej akcji. Musi być zespół. Zespół potrafi zrobić wszystko.

Chcę, żebyście mieli otwarte umysły na wszelką inność. Wyłapujcie ją jak tlen. I na sam koniec - "bądźcie dobrej myśli, bo po co być złej". To wy jesteście inspiracją dla siebie.

Pomyłki świadomości
Jako przedostatni pojawił się Piotr Bucki, szkoleniowiec zajmujący się marketingiem, brandingiem i psychologią.

Pomyłki świadomości, sprawiają, że czasami jest nam łatwiej. W świecie fizycznym znamy swoje ograniczenia. Ale w sieci idei, koncepcji - nie mamy takiego radaru. Zaś większość błędów wynika ze skąpstwa poznawczego. Zakładamy, że coś jest takie a nie inne, bo pasuje do oglądu naszego świata. Dlatego, czasem bardziej słuszne jest "Mylę się, więc jestem", zamiast "Myślę, więc jestem".

Na własnych warunkach

Prelegentem wieńczącym Inspiration Day 2016 był Robert Biedroń, który widowiskowo wjechał na salę rowerem.

Stoję przed Wami nie jako prezydent, nie jako poseł. Ale prosty chłopak, któremu nie najlepiej wychodziło w szkole. Ale chłopak, który miał marzenia. Że lepszy świat, Zycie jest możliwe. Ale który chciał i marzył, że przeżyje życie na własnych warunkach. I to marzenie sprawiło, że jestem teraz tutaj na tej scenie.

Mówienie o swojej seksualności wymaga odwagi. Dlaczego? Bo to jednoznacznie wiąże się z wystawieniem na agresję słowną, jak i fizyczną. Na upokorzenie i na nieustającą walkę o samego siebie.

Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że największym sekretem mojego życia musi być to, że jestem gejem. Ta decyzja zdeterminowała moje życie, bowiem wtedy zacząłem odkrywać krok po kroku, że lepszy świat jest dla mnie dostępny. Pomimo tego, że uczucie, że jesteś jedyny było straszne. Do głowy przychodziły mi nawet pomysły skończenia ze swoim życiem. I nawet próbowałem, ale na szczęście się nie udało. Zacząłem podróżować. Pojechałem do Berlina. Tam poznałem Thomasa - działacza gejowskiego. On pokazał mi inny świat, że można żyć normalnie, naturalnie. To był punkt przełomowy. Wiedziałem, że mam jedno, jedyne życie. I jeżeli nie przeżyję go na własnych warunkach, to nikt mi nie da drugiej szansy.

Szybko odkryłem, że drzwi polityków za rzadko się otwierały. I dlatego sam postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Zmiana jest możliwa, jeśli mamy marzenia.

Będąc w mniejszości zawsze będziemy etykietowani. Dlatego szukałem dialogu nawet z ludźmi, którzy mnie obrażali. Szukałem co łączy, a nie co dzieli. Robię to dlatego, żeby już nigdy, ktoś kto jest inny nie musiał przechodzić tego co ja. Każdy z nas ma przecież swoje marzenia, ale każdemu z nas społeczeństwo szyje garnitur czy garsonkę, które na nas nie pasują
- tymi słowami Robert Biedroń zakończył szczeciński dzień pełen inspiracji.

A ja wróciłam do domu pozytywnie naładowana z kilkunastoma spisanymi pomysłami na siebie i na własną drogę. Inspiration Day dał mi porządnego kopniaka do działania, jak również zapewnił kilka momentów porządnych wzruszeń. Zatankowałam inspiracje do pełna. Warto było tam być i posłuchać historii, które w tak wielu punktach były podobne do naszych życiorysów. Wyłuskać złote myśli i wyłapać wskazówki. I to nie na wczoraj, nie na juto. Ale właśnie na dziś.